w , , ,

Dziecko w kościele

Napisała do mnie Aneta, mama 4-letniego wyjątkowo ruchliwego Wiktora: „Jestem oburzona i chciałam się podzielić z Tobą moim ostatnim doświadczeniem. Jak co tydzień poszliśmy z dzieckiem do kościoła. Mój syn, zawsze nadaktywny, tym razem także chodził od jednego końca ściany do drugiego, czasem coś wrzasnął. Wreszcie proboszcz prowadzący mszę zwrócił nam uwagę – publicznie, przez mikrofon, żebyśmy zastanowili się, czy warto przychodzić na mszę z dzieckiem?! Miałam wrażenie, że śnię! Czyli mam zostawiać dziecko w domu z kimś obcym, kiedy z mężem chcę się pomodlić w kościele? Dla mnie to niedorzeczne, ale może ja już zgłupiałam. Czy możesz zapytać inne mamy o to, jak u nich kwestia niedzielnej mszy z dzieckiem wygląda?”

Ależ oczywiście, że mogę. Podzielę się jednak swoimi refleksjami i tym, co usłyszałam od zaprzyjaźnionego proboszcza jednej z pobliskich parafii.

Jestem osobą wierzącą, w niedzielę i święta uczestniczę we mszy świętej. Kiedy dziewczynki się urodziły, kwestię wychodzenia na tę jedną godzinę w tygodniu rozwiązywaliśmy bez trudu: po karmieniu zabieraliśmy je w wózku do kościoła, a one przesypiały całe nabożeństwo. Później było już trudniej. Kiedy zaczęły chodzić i gaworzyć, moja uwaga na mszy z ich udziałem, zamiast na eucharystii skupiała się na nich: gdzie idą, co robią, czy ściągnęły mi już całkiem czapkę, czy rozrzuciły chrupki z torebki, kto kogo uderzył etc. Pomyślałam wtedy, że nie o to chodzi. Nie o to chodzi, by zabierać ze sobą męża i dzieci, a następnie wychodząc z kościoła nie mieć pojęcia, o czym było pierwsze i drugie czytanie albo zastanawiać się, o czym tak naprawdę było kazanie? Wtedy podjęliśmy decyzję o chodzeniu do kościoła w systemie zmianowym. Najpierw tatuś, potem mamusia. Dzieci zostawały w domu. Pomijam już kolejny argument, że w większości kościołów w naszym mieście jest najzwyczajniej w świecie zimno, a moje pociechy niestety nie mają wyjątkowo dobrej odporności.

Mniej więcej rok temu zmodyfikowaliśmy nieco nasz system. Znaleźliśmy bowiem kościół przyjazny dzieciom. To nic, że po drugiej stronie miasta. Ważne, że: przed kościołem wyodrębniono spory kawałek terenu zielonego, który wyposażono w ławeczki, że rozprowadzono nagłośnienie naokoło całego kościoła, więc gdziekolwiek podreptają Twoje dzieci, słyszysz dokładnie, co dzieje się aktualnie przy ołtarzu. Ważne, że mogę spędzić mszę na świeżym powietrzu, brać w niej aktywny udział, a moje córki zbierają szyszki, jedzą jabłka z „księdzowej” jabłoni albo skaczą po schodach – mam je jednak na oku. Opcja ta jest doskonała, ale wybieramy ją mniej więcej od końca kwietnia do połowy października.

Kiedy dziecko powinno zacząć chodzić do kościoła z rodzicami?

Ilu rodziców i ilu księży – tyle szkół. Całkowicie rozumiem proboszcza mojej parafii, który co roku przy okazji kolędy pyta mnie: czemu te dwa szkraby nie chodzą już do kościoła. Odpowiadam: bo ich mama chce przeżyć należycie mszę świętą, a nie tylko odbębnić i podpisać listę obecności. Przyznaje mi rację. Zgadzamy się z nim, że wszystko zależy od dziecka. Są takie, które spędzą w wieku trzech lat całe 60 minut na kolanach mamy i nawet nie zmienią pozycji. Moje nie. Moje mają pełno energii i choć rozumieją, że to miejsce, gdzie nie rozmawiamy, gdzie skupiamy się, i gdzie się modlimy – to nadal za wcześnie, by w skupieniu wysłuchać 15-minutowych rozważań o przemijaniu i życiu. Rozumiem jednak argumenty Anety: chcą iść całą rodziną do kościoła, chcą spędzić ten wolny dzień razem, chcą uczyć swojego syna, że taki rytuał zawsze w ich rodzinie był i będzie obecny. Ja też chcę – daję sobie, a przede wszystkim córkom jednak trochę czasu.

Inny ksiądz, pracujący ze mną kilka lat w szkole powiedział mi, że cieszy go widok dzieci w kościele. Jednak, gdy widzi rodziców biegających za dzieckiem, wychodzących i wchodzących na przemian do świątyni, rozpraszających tym innych oraz nie bardzo skupionych na ołtarzu – wolałby, aby jednak dziecko zostało w domu. Sam czuje się skonsternowany i trochę rozkojarzony, gdy zerka w kierunku takiej rodziny. Gdy dzieciaków jest więcej, problem narasta.

Każdy sam decyduje o sobie, swoich dzieciach i wierze. Jestem przekonana, że znaleźć można optymalne rozwiązanie, które nie prowadzi nikogo do frustracji. Zawsze można wybrać mszę przeznaczoną specjalnie dla dzieci – wtedy z większą tolerancją podchodzi się do maluchów. Tylko, ile znowu my dla siebie weźmiemy z tej mszy do domu?

Jan Twardowski, jeden z moich ulubionych poetów napisał wiersz „O maluchach”, w których pokazuje nam, że to wiara najmłodszych jest najszczersza, że tak naprawdę tylko oni nie nudzą się w kościele, a „Jezus bierze je na kolana”, bo cieszy go fakt ich obecności w świątyni. W jakim wieku je tam zbierzecie? Decydujcie sami, a z Anetą podzielcie się swoimi pomysłami na niedzielę z dzieckiem.


  • Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
  • Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
  • Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
  • Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
  • Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring! :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

GIPHY App Key not set. Please check settings

Jeden komentarz

  1. Większość ludzi przymknie na to oko, jeśli to „zwykła” msza niedzielna. Są jednak uroczystości, na które lepiej dziecka – szczególnie takiego ruchliwego – nie brać. Chodzi o śluby i pogrzeby. Z pogrzebem wiadomo – ceremonia smutna, poważna, pełna refleksji. Dziecko, które rozrabia przed ołtarzem albo głośno wypowiada uwagi bardzo niestosowne w tej chwili („A dlaczego ten pan śpi na środku?”) wprawia w zakłopotanie nie tylko rodziców, ale również rodzinę zmarłego przed innymi gośćmi. Na szczęście rzadko widuję na tych mszach dzieci.
    Śluby – to już inna bajka. Wiadomo, że jeśli rodzina została zaproszona w komplecie, pojawiają się i małe rozrabiaki. W kościele, podczas tej najbardziej doniosłej chwili przysięgi Pary Młodej, nagle słychać: płacz, krzyk, śmiech, Mamooo!, Ciastkoo! i tym podobne. Puff! Doniosłość chwili, tak ważnej dla Młodych, znika natychmiast. To są te chwile, moim zdaniem, kiedy jednak jedno z rodziców powinno poczekać przed kościołem razem ze swoją pociechą.

Masturbacja dziecka – co robić?

Rytm dnia niemowlaka… i matki