Kiedyś nasze wypady nad Morze Bałtyckie, oddalone od miejscowości, w której mieszkamy o ok. 600 km, były spontaniczne i bezproblemowe. Do plecaka wrzucaliśmy bułki z serem i termos z kawą, a do walizki po dwie bluzy, jeansy, bieliznę i kurtki. Jechaliśmy o dowolnej porze dnia, wtedy jeszcze pociągiem. Na miejscu szukaliśmy kwatery do wynajęcia. Ostatni taki wyjazd miał miejsce jakieś 12 lat temu. Później spełnialiśmy marzenia o dalszych zakątkach ziemi.

Rok temu, gdy na świat przyszły panny K., wiedzieliśmy, że 4-miesięczne dzieci są zdecydowanie zbyt małe, by ciągać je nie wiadomo gdzie. Wizja spędzenia całych – jakże upalnych wówczas – wakacji w ogródku, była delikatnie mówiąc nieciekawa. Podjęliśmy więc decyzję: jedziemy nad Bałtyk.

Tym razem, nasz wyjazd nie przypominał niczym tego sprzed lat. Wszystko zostało z góry ustalone punkt po punkcie.

  1. Miejscówka

Och, nigdy nie miałam tylu wymagań co do miejsca mojego pobytu. Ileż razy spaliśmy w najtańszym motelu wśród mebli z poprzedniej epoki i specyficznego zapachu kurzu pomieszanego z zapachem starszych ludzi. Nie tym razem. Po pierwsze wejściowe drzwi musiały mieć min. 90cm szerokości, bo mam wózek bliźniaczy typu jeden obok drugiego. Po drugie, musiało się znaleźć miejsce, by ten wózek przechować w ewentualny deszcz. Po trzecie – posiłki powinny być serwowane na miejscu. Przy moich, wówczas czteromiesięcznych, kolkowych dziewczynach nie zawsze była możliwość poszukiwania restauracji, a coś jednak jeść było trzeba. Ponadto spodziewałam się, że w menu znajdą się pozycje dla matki karmiącej. Kolejna sprawa – bliskość morza. Przecież z całą moją ekipą oraz niezbędnym sprzętem nie zamierzałam przemierzać trasy pielgrzymki. Pokój, w którym zdoła się pomieścić dwa łóżeczka turystyczne i – rzecz jasna – łóżeczka turystyczne oraz wanienka na stanie lub do wypożyczenia. Z tych najważniejszych – to chyba byłoby na tyle. Na miejscu okazało się, że drzwi trzeba za każdym razem otworzyć na oścież, aby wjechać wózkiem, ale były przystosowane. Był też wygodny podjazd. Miejsca na wózki mało, ale daliśmy radę. Wcisnęliśmy także dwa wypożyczone na miejscu łóżeczka turystyczne. Brakło wanienek, ale matka bliźniąt musi cechować się kreatywnością. Kupiliśmy zatem malutki ponton, który świetnie sprawdzał się w kąpieli takich maluszków.

  1. Zakupy – żywność

Jak już wspomniałam, dotychczas na wakacjach obowiązywała nas dieta WC (czytaj: who cares!) żywiliśmy się czym popadnie. Były kebaby, ryby wędzone, jakaś pizza. Tym razem trzeba było zabrać z sobą zaopatrzenie, którego nie powstydziłby się mały osiedlowy sklepik. Nie wiadomo bowiem, czy taka Karwia posiada odpowiednie dla tak małych dzieci produkty. Jako, że właśnie zaczęliśmy rozszerzanie diety, zabraliśmy z sobą kilka pudełek po butach wypełnionych marchewką, brokułem, dynią, kalafiorem w słoiczkach. Były też owocowe deserki. Zapas mleka Julki (nutramigen na receptę), mleko Zuźki. Do tego kaszki (kilka rodzajów), termos, mleczka podróżne. I kolejna sterta wylądowała na naszym dywanie w salonie. Jak się okazało, sklepy w Karwi nie były zbyt dobrze przygotowane na przyjazd bliźniaczek K. – zabrakło nam jabłuszek w słoiczku, zeszliśmy wszystkie pobliskie markety i tylko w jednym znaleźliśmy to, czego poszukiwaliśmy. Apteki również raczej słabe. Jestem pragmatyczna – o ile moje dzieci przeżyją bez przytulanki – leki i żywność zawsze muszę mieć ze sobą.

  1. Ubrania na każdą pogodę

Znowu zacznę od tego, że kochamy ciepłe kraje. Wobec tego strój kąpielowy, kilka sukienek na ramiączkach oraz dwie pary japonek i bielizna – stanowiły lekki i wystarczający bagaż. Jadąc nad polskie morze, gdzie pogoda jest bardziej zdradliwa od niewiernego męża, należy być przygotowanym dosłownie na wszystko. Jadąc nad to samo morze z bliźniętami – trzeba być przygotowanym podwójnie. Nie tylko ze względu na pogodę, ale różnego rodzaju awarie – każda matka wie dokładnie, co mam na myśli. Zabraliśmy zatem: kurteczki, szaliczki, czapki cienkie, czapki grube, sweterki, bluzy z kapturami, sukienki, spodenki, mnóstwo skarpetek, koszulki z krótki i długim rękawem, takież same body i multum pajacyków. Kolejna – chyba największa walizka dołączyła do pozostałych. Okazało się, że i tym razem mieliśmy rację (wbrew naśmiewaniu się niektórych z naszego bagażu). Kilka dni było wyjątkowo upalnych, ale zdarzył się i deszcz, i silny wiatr. Awarii też nie brakowało (kupy, wymiotki, marchew everywhere 😛 ) . Zapasik musi być, a co!

  1. Przebieg trasy

Nasze dzieci lubiły (bo niestety jest z tym coraz gorzej) jazdę samochodem. Jednakże 60km to nie to samo co 600km. W zależności od tego, ile dzieli Was od Bałtyku, Wasza podróż może być wspaniała, ale może być koszmarna. Jadąc „tam” – wybraliśmy wczesny poranek. Okazało się, że trzy godziny w niewoli to wystarczająco długo. Musieliśmy zrobić dwa dłuższe postoje, podczas których dziewczyny poprzewracały się z brzucha na plecy i z powrotem. Potem można było nadrobić zaległości. Do domu wracaliśmy wieczorem. Zdecydowanie lepszy wybór. Przespały całą podróż. My nie. Możecie sobie jedynie wyobrazić, jak cudowny był dla nas następny dzień po powrocie.

  1. Niańki

Chyba najważniejszy punkt. Nie wyobrażam sobie – i mówię to już po fakcie – wyjazdu z tak małymi bliźniętami bez osoby do pomocy. Samo wyjście na plażę, gdzie trzeba spakować zapas jedzenie, talerzyki, termosy, chusteczki, zestaw do przewijania, ubranka na zmianę itd., ale również akcesoria do plażowania, a następnie zawinięcie dzieci w chusty (bo taki sposób był według nas najlepszy) – graniczy z cudem. Zaryzykuję nawet stwierdzenie, że jest nierealne. Strategia była więc każdego dnia następująca: babcia i dziadek wychodzili pierwsi z całym oprzyrządowaniem (leżaki, koce, parawan itp.), rozkładali nasze stanowisko, a my z rzeczami dziewczyn i nimi samymi dołączaliśmy po chwili. Wydaje mi się to jedynym rozwiązaniem, jeśli rzeczywiście macie zamiar choć minimalnie skorzystać z uroków miejsca oraz minimalnie odpocząć. Wszak wieczory, kiedy dzieci słodko śpią, możecie spędzić we dwoje ( o ile nie odsypiacie ), gdy oko na dzieci ma babcia.

  1. Akcesoria

Nie potrafię powiedzieć, co akurat u Was się sprawdzi. My mieliśmy niezbędnik, który rzeczywiście okazał się trafiony w dziesiątkę. Należał do niego: wózek – ale nie na plażę, a jedynie na spacery po mieście i lesie. Widząc ojców targających ów wózek pojedynczy, spoconych i zasapanych grzęznących w piachu i matki w pełnej stylówce z dzieciątkiem i tylko nim na ręku – szczerze facetom współczułam. I tu kolejny gadżet: chusty. Dla tak małych dzieci idealne, dla nas wygodne – sprawdziły się świetnie. Zabraliśmy tez namiot oraz kocyk. Przy takim wietrze – namiot to jedyne rozwiązanie, by dziecko nie wróciło z zapaleniem ucha. Kocyk – nie sprawdził się. Moje córki od razu zaczęły pojękiwać w zetknięciu z nierównym podłożem. W kolejne dni zabieraliśmy ze sobą dwa bujaczki – leżaczki. Małe podziwiały morskie fale w komforcie. Termos – niezastąpiony w przygotowywaniu mleka na plaży. Oczywiście możecie zaopatrzyć się w mleczka podróżne. Mamy karmiące – nic z tych rzeczy.

Podsumowując: czy jechać z małymi dziećmi na wakacje- choćby właśnie blisko, nad polskie morze? Tak. Jestem zdania, że dla matki, która spędza kolejne dni w podobny sposób, każda zmiana miejsca jest wskazana i napełnia nową energią. Jeśli jednak liczycie na odpoczynek albo w głowie macie wizję leniuchowania na plaży – możecie się rozczarować. Nie będzie jak w piosence Majki Jeżowskiej, choć zapewnia ona, że Na plaży fajnie jest. Jest za to inaczej niż w domowym ogródku (albo blokowisku), momentami zabawnie, momentami mniej. Ale przecież jesteście wszyscy razem, w tle słychać szum morza ( o ile nie zagłuszą go Wasze dzieciaki) i choćby to nie był najlepszy urlop w Waszym życiu, to na pewno będziecie mieć co wspominać za kilka lat.


  • Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej.
  • Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
  • Zapraszamy również do zapisania się na nasz newsletter.
  • Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami bliźniaków, wieloraczków, dzieci „rok po roku”? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
  • Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
  • Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring! :-)

Skomentuj AgnieszkaAnuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

GIPHY App Key not set. Please check settings

15 komentarze

  1. Kasiula, my mieliśmy nadzieję, że w tym roku to już co najmniej Europa, ale nasze potworki są tak żywe, tak ruchliwe i tak oporne na komunikaty wysyłane przez matkę, że robimy powtórkę z rozrywki – podróż sentymentalna do Karwi 🙂 Co nas czeka? Pewnie jedzenie piasku, zaglądanie ludziom za parawany, biegi do morza i z powrotem, siniaki, guzy itp. Ale cóż, za rok to już na pewno… 😛

  2. Zachodzę w głowę, gdzie te markety w Karwi znaleźliście?! 😉 Szkoda, że się nie udało wtedy spotkać.
    A wracając do tematu, nasz pierwszy wyjazd nad morze z dzieckiem (półrocznym) to podobny zakres przygotowań, (łącznie z rozszerzaną akurat dietą) ale prawda – skala znacznie mniejsza 🙂 Nie mogę więc mówić o jakimś szczególnym relaksie. Natomiast ostatnie wakacje nad Bałtykiem – jedne z lepszych w życiu ever. Mimo tego, że dziura jakich mało i nadaktywny toddler 🙂

  3. Hej, hej Ago . Market Olo – nie widziałaś? 🙂 Wasze ostatnie, czyli jak Mati miała dwa? My i 13-miesięczniaki, i znowu się boję… Kiedy wreszcie ciepłe kraje????

  4. My z 9-miesięcznymi bliźniakami zaliczyliśmy wyspę grecką – ale do pomocy zaprosiliśmy babcię (nie, że ciągnęliśmy na siłę – sama chciała, mówiła, że i tak nie ma z kim polecieć na wakacje). Było fajnie, nawet super, ale obawiam się, że gdyby nie obecność babci, to byśmy nic nie wypoczęli, a głównie uprawiali maratony, triatlony i podnoszenie ciężarów. Obecność 3-ciej dorosłej osoby pozwoliła nam odpocząć, nawet podziwiać wschody i zachody słońca nad brzegiem morza – sami! bez poczwarek pożerających piasek! 🙂

  5. My mieliśmy w planie zaliczyć wyspę grecką, jednak patrząc na nasze córki – musimy tę przyjemność odłożyć. Wizja ich opanowujących lotnisko i wrzeszczących w samolocie mnie zbyt mocno przeraża.

  6. U nas jest spore doswiadczenie 1 miesieczne nad Bałtykiem- sami 3 miesieczne jachtem przepłyneli pòł mazur z 2 ciociami i wujkami 6 miesieczne wlochy jeziora obok Bergamo i potem narty z niania w Alpach 10 miesiecy całą Jordanie zwiedzili autem śpiąc u ludzi w gościnie i pod namiotem w Aqabie – sami później Bułgaria z dziadkiem , mazury jachtem sami i przed 2 rokiem ostatnie darmowe loty do Tajlandi zaliczylismy, miedzyczasie okolo 2 tys km na rowerze Uważam że wyjazdy samemu i do znanych miejsc są najlepsze 🙂 Im wiecej wyjazdòw tym łatwiej

  7. Diano, jestem pełna podziwu i zazdroszczę Ci tylu wspaniałych podróży. Znam jednak swoje dzieci i wiem, że nie zniosłyby długiego lotu najlepiej, a i przy krótkiej trasie mogłyby zakłócić spokój innych pasażerów. Mam wiele niespełnionych marzeń podróżniczych, jednak nie chcę z moich egoistycznych pobudek narażać dwóch małych istot na niepotrzebny dyskomfort. Mamy czas.
    Każde dziecko jest inne – cieszę się, że Tobie udało się tyle zwiedzić.
    Pozdrawiam.

  8. Ja byłam nad morzem z bliźniakami (wtedy mieli 6 miesięcy) na długi week.majowy. Byliśmy tam 6 dni.Trasa około 900 km. Sama prowadziłam, z boku siedział syn 16 lat. Wyruszyliśmy na noc. Po kąpieli i karmieniu maluszki do fotelików i w drogę. Od godziny 20 do 4 rano bliźniaki spały, pokonaliśmy trasę około 650 km. Zrobiliśmy postój na odpoczynek w Zielonej Górze w hotelu Aura (polecam). Wyspani, wykapani i po śniadaniu wyruszyliśmy dalej w stronę Grzybowa koło Kołobrzegu. W dzień jazda z postojami co godzinę. Na spacerek, karmienie, zmianę pieluszek. Łatwiej jechać na noc , dzieci wtedy śpią. W sierpniu planujemy podróż w to samo miejsce. Trasa sprawdzona z dziećmi i analogicznie postój w Zielonej. Odpoczęłam bardzo, dzieciaczki spały cały czas na spacerkach, mam nadzieję, że w sierpniu też sobie poradzę. Pozdrawiam i udanych wojaży!

  9. Monika- my zawsze podrozujemy jak Ty- na noc. Dziewczyny mają 3 lata, były nad polskim morzem 6 razy, w sierpniu będą siódmy. W międzyczasie Bułgaria- 15 dni i aktualnie Albania. Teraz podróżowanie to już pikuś.Pozdrawismy!!!

  10. Wizja długiej trasy z niemowlakami może paraliżować. Wiem jak to było z moimi.blizniaczkami. W 4.miesiacu wybralismy sie do do Kolobrzegu. Dobra plan trasy+zaplanowane postoje (z przewijakiem) sprawily, ze uwinęlismy sie w.7,5h (z wroclawia)

lizak

„Nie pali się”, czyli luźne, ojcowskie podejście do rodzicielstwa

Mamo, tak mi smutno bez Ciebie…