W liceum języka angielskiego uczyłam mnie pani E. Pani E. miała trzydzieści kilka lat i zwykła powtarzać: „Nie mam dzieci, bo przytyję i stanę się okropnie brzydka”. Pani E. aktualnie ma jakieś czterdzieści parę lat i jest mamą. Wygląda niemal tak samo jak na studniówce. Pakt z diabłem? Niekoniecznie.
Myśląc o macierzyństwie, nigdy nie podążałam tokiem pani E. Pragnęłam zostać mamą – za wszelką cenę. Nie było tajemnicą, że moje ciało się zmieni – zaakceptowałam to. Chociaż… zdjęcia Katie Holmes umieszczane w prasie plotkarskiej (jakiś czas po urodzeniu przez nią Suri) z nawałem skóry, którą mogłaby nakryć sobie głowę w chłodny dzień, trochę mnie przerażały.
Jestem osobą szczupłą. Zawsze byłam. Na wadze 58 kg przed zajściem w ciążę. Lekarz, oznajmiając, że będziemy mieli dwoje dzieci, popatrzył na mnie i rzekł: „Przytyje pani jakieś 20kg, bo dzieci, łożyska, wody itp. itd.” Dodał także: „Proszę jeść dla trojga, a nie za troje”. Jakiż świadomy człowiek – pomyślałam i radę jego wzięłam sobie do serca.
Koleżanki ciężarne – nie hejtujcie mnie proszę, bo powiem Wam coś, czego może nie chciałybyście słyszeć. Ciąża nie jest usprawiedliwieniem ani wymówką do spożywania nadmiernych ilości słodyczy, napojów wysokocukrowych, podjadania w nocy. Moim prywatnym zdaniem tzw. „ciążowe zachcianki” to nic innego jak usprawiedliwianie się ciężarnej samej przed sobą, gdy sięga po dwunastego wafelka w czekoladzie. Bo taki stan, bo mogę, bo nie jest się w ciąży co rok. Oczywiście, zdarzało mi się zjeść coś niezdrowego, zbyt słodkiego lub wysokokalorycznego – normalka. Ale żeby tak codziennie, przez dziewięć miesięcy? Nie zrozumcie mnie źle, niczego nie odmawiałam sobie, a tym bardziej moim dzieciom przez okres ciąży. Dziewięć miesięcy piłam sok z buraków, który cudownie działał na moje wyniki: żelazo w normie, hemoglobina idealna – mimo mojej szczupłej sylwetki i dwójki pożeraczy w środku. Mięso, mięso i jeszcze raz mięso, bo zapotrzebowanie gości ze środka rosło z dnia na dzień. I nie było żadnej anemii ciążowej ani rozpaczy lekarza prowadzącego.
Wracając do figury. Brzuch rósł z dnia na dzień. Po skończonym piątym miesiącu wchodził do pomieszczenia przede mną. Po siódmym miesiącu mógł zajmować osobne miejsce w autobusie czy kościelnej ławie. Oj, stałam się jednym wielkim balonem. Chude rączki, chude nóżki, ale na bębnie mogłabym grać dniami i nocami.
Przytyłam 18 kg do dnia rozwiązania. Niezbyt dużo, choć – tak, jak pisałam wcześniej – nigdy nie liczyłam kalorii. Po wyjęciu dzieci i całego ich oprzyrządowania ze środka, automatycznie straciłam 10kg. Zostało 8 kg i… kawał skóry wysuszonej jak ziemniak pozostawiony na kilka miesięcy w zbyt ciepłej piwnicy. Patrzyłam na niego i myślałam: „Skąd on się wziął?”. Odpowiedź była prosta. Naciągnięta skóra (ogrom skóry!!!) nie była w stanie wchłonąć się idealnie. Patrzyłam na siebie w lustrze i mówiłam na dzień dobry: „Hello Katie, how r u?”.
Nie do końca wierzyłam, że coś mogę z tym fantem zrobić. Jednak daleko mi do osoby biernej, pesymistycznej i użalającej się nad sobą. Szybka wizyta na forach internetowych, zakupy w aptece i oto pojawili się moi najlepsi przyjaciele: krem ujędrniający dla kobiet po porodzie i brzuszny pas poporodowy w rozmiarze M. Na założenie pasa poczekałam zgodnie z zaleceniami producenta i mojego ginekologa prowadzącego sześć tygodni. Na początku odczuwałam ból po noszeniu go dłużej niż 15 minut i wtedy pozbywałam się ustrojstwa jak najszybciej. Z czasem potrafiłam wytrzymać dłużej i dłużej, a mojej skóry było jakby mniej.
Pomarszczony ziemniak został – tyle, że jakby nieco mniejszych rozmiarów. I tutaj wkroczył krem ujędrniający. Regularnie używany przez kilka tygodni. Rozstępy, które pojawiły się, o dziwo, dopiero po ciąży (przez dziewięć miesięcy nie było ani jednego) trochę zmalały. Postanowiłam także wrócić do tego, co zawsze mi towarzyszyło – prostych klasycznych brzuszków, zwiększając ich ilość z każdym dniem. Ty tylko kilka minut, a jednak brzuch szybciej wraca do formy.
Jak jest dziś? Ważę 54 kg: ciągły ruch, ganianie po schodach, noszenie dziewczynek, spacery z podwójnym wózkiem, brak czasu na jedzenie między głównymi posiłkami, zjadanie rzeczy gotowanych z myślą o małych (na parze, na wodzie, duszonych) – robią swoje. Wolałabym przytyć jakieś 4 kg, żeby nabrać nieco bardziej kobiecych kształtów, ale jakoś się nie udaje. Co do brzucha wiem jedno: nie założę bikini, bo czułabym się niekomfortowo. Ale monokini jest sexy, trendy i maskuje to, co potrzeba. Mój obwód brzucha nie wrócił do tego sprzed ciąży, pępek nie całkiem się wchłonął. Nadal zostały rozstępy i minimalny nadmiar wiotkiej skóry.
Mogłabym zrobić sobie zdjęcie w pozycji stojącej lub leżącej, aby zebrać setkę lajków na fejsie i ogrom komentarzy w stylu: „Jak Ty to robisz, że masz taką figurę po ciąży bliźniaczej?” Ale dlaczego miałabym oszukiwać siebie i wpędzać w kompleksy inne dziewczyny, które uwierzyłyby tej sfałszowanej fotografii? Cała brzydka prawda wychodzi na jaw, gdy schylam się po zabawkę córek: wtedy pomarszczony ziemniak (no może mały kartofelek, taka pyrunia) pojawia się w całej swej okazałości. I raczej nie zapowiada się, że zniknie.
No cóż, może go nie polubiłam, ale na pewno zaakceptowałam. Jak wiele innych zmian, które zaszły w moim życiu. I tej akceptacji własnego ciała Wam również życzę. Amen.
***
Co robić, by zminimalizować straty? Czyli kilka moich porad dla ciężarnych i młodych mam:
- od drugiego trymestru ciąży stosuj kosmetyki nawilżające. Nie zamierzam reklamować konkretnych, ja postawiłam na natłuszczanie olejkiem i wydaje mi się, że dzięki temu właśnie (regularnie i obficie) udało mi się uniknąć rozstępów na piersiach, brzuchu i pośladkach przed urodzeniem dzieci.
- nie bądź dla siebie zbyt surowa: nie myśl, że po tygodniu czy dwóch od urodzenia dziecka będziesz mogła wcisnąć się w stare jeansy. Przynajmniej miesiąc chodziłam w ubraniach ciążowych. Były wygodne, nie uciskały rany.
- nic na siłę: boli, gdy zakładasz majtki wyszczuplające lub pas poporodowy? Widocznie jest za wcześnie, by to zrobić. Daj sobie czas. Próbuj za kilka dni do skutku. W końcu się uda.
- nie porównuj się do koleżanek ani tym bardziej celebrytek. Każdy organizm jest inny, każdy regeneruje się inaczej. Ostatecznie i tak na razie czas będziesz spędzać głównie w domu z dzidziusiem/ -ami.
- pomyśl o ćwiczeniach: może joga, może fitness dla kobiet po okresie połogu. Jeśli wyjątkowo źle czujesz się ze swoim „nowym” ciałem, zainwestuj w tego typu ruch. Jeśli nie masz siły, czasu ani chęci wybierz coś, co możesz robić w domu i nie zabierze Ci to całego dnia. Moja znajoma mówiła mi nawet o ćwiczeniach matek z wózkami wykonywanych niczym happening w dużych miastach na placach – łączysz spacer dzieciaka z ćwiczeniami.
- i na koniec: pomyśl, ile zyskałaś, zostając mamą. Czy rzeczywiście kilka nadprogramowych kilogramów lub dodatkowy fałd skóry są w stanie Ci to zepsuć?
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej.
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Zapraszamy również do zapisania się na nasz newsletter.
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami bliźniaków i wieloraczków? Zapraszamy na forum!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- W jakiejkolwiek innej sprawie – pisz również! Jesteśmy tu po to by porozmawiać, czasami ponarzekać, ale najczęściej się wspólnie pośmiać.
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
🙂 hmm.. Jakbyś pisała o mnie 🙂 podobnie: 52 kg przed ciążą i niedługo po 😉 przytyłam dla mnie tylko! 18 kg, najpierw wchodził brzuch, a za nim Kasia, chude ręce i nóżki nijak pasowały do brzuszka, ale ja go kochałam! Był piękny, bez rozstępów także dzięki oliwce, a teraz… Teraz to ja tulę do serca lokatorôw tego brzuszka, całą…. Trójce! 🙂 i nie rusza mnie mój ziemniaczek 😉
Mnie też już nie rusza, chociaż trochę żal d*** ściska, jak widzę inne mamy, którym ziemniak nie zwisa… pozdrówki Kasiu!
Podobnie. Startowałam z 52 kg i też przytyłam 18. Po urodzeniu -10, a dalej powolne schodzenie z wagą w dół. Po 4 miesiącach ciągłego przymierzania spódnic sprzed ciąży, w końcu mogłam się dopiąć. Ale to jeszcze nie ten sukces, którego oczekuje. Góra wróciła do normy, dół jeszcze trochę za obszerny ;), a spodnie i spódnice, jeszcze zbyt obcisłe. Cierpliwie czekam……
Mały kartofelek przy schylaniu też jest i pewno już zostanie, trudno 🙂
Ach te kartofle, może jednak znikną, co? 🙂
A trafilam do szpitala na patologie w 32 tyg ciazy bliźniaczej od poczatku zagrożonej, przyjeli mnie w nocy, mowili ze do rana moge nie dotrzymać, podali sterydy, mowili ze moga nie zdazyc wogole zadzialac, ze chociaz dobę….i modlilam sie o ta dobę chociaż…a potem o kolejną, i tak wytrzymałam 23 dni, wystarczajaco dlugo aby moje coreczki nabraly sił i urodzily sie zdrowe, pamiętam jak plakalam mezowi w rekaw ze nawet rozstepy mi sie nie zdążyly zrobic, ze 32 tyg to za wczesnie…ze musze wytrzymac dluzej…a teraz patrze z dumą na każdy moj rozstęp na brzuchu ktore na szczescie zdążyły sie zrobic, bo kazdy z nich symbolizuje jeden z tych 23 wyproszonych dni, symbolizuje moja wytrwałosc i determinacje, i w tym roki ubiore bikini i z duma bede szla po plaży prezetujac moj pasiasty ziemniak, a za raczki bede prowadzic moje kochane córeczki, a kazdej kobiecie ktora sie zapyta czy sie nie krepuje opowiem historie moich rozstepów…
No i super Basiu. Nie zawsze jest tak, jakbyśmy chciały. Ważne, że wszystko skończyło się szczęśliwie. Pozdrawiamy we trzy 🙂
Ja w kazdej ciazy tylam po 18 kg. Zero roztepow, ale tylko dzieki oliwce, zwyklej bambino. Wcieranko rano, wieczorem i kapiele w oliwkach codziennie jak mantra.
Dziewczyny miała któraś z Was duży cały brzuch po ciąży? Mam na myśli taki wystający od samej góry pod piersiami, aż do dołu. W ciąży bliźniaczej przytyłam tylko 12 kilo, nie mam rozstępów praktycznie. Teraz tylko trzy lub cztery kilo do przodu, ale to u mnie bardzo widać przez ten brzuch. Nie wchodzę w ogóle w ubrania sprzed ciąży i rodzina mi mówi, że mam duży brzuch. Nie mam żadnego zwisu, opony z tłuszczu czy ziemniaka, to głównie mięśnie. Mój fizjoterapeuta nie widzi problemu, każe tylko wiecznie wciągać brzuch. Najgorzej, jak się ma koleżanki, które tydzień po porodzie ważyły mniej niż przed i od razu miały idealną figurę. Takie to mówią, że to dopiero siedem miesięcy minęło i że to się samo wciągnie. Inne mówią, że naprawi się samo, jak zacznę biegać za dziećmi. Nie wiem, dlaczego kobiety mówią innym kobietom takie rzeczy. Chyba z niewiedzy albo tylko na podstawie własnego, wyjątkowego przykładu. Prawda wygląda dużo bardziej brutalnie i szkoda, że nikt mi wcześniej nie powiedział, że nic się samo nie wciągnie, jeśli po połogu zostało. Zaczęłabym wcześniej ćwiczyć, nie po pięciu miesiącach czekania nie wiadomo na co.
Na samym początku chciałabym napisać, że nie zamierzam nikogo hejtować itp. Chciałabym jednak zwrócić uwagę na jedną rzecz, o której pisze Autorka tekstu. Chodzi mi konkretnie o brzuszki. Osoba posiadająca tak wiele obserwtorek nie powinna promować tego typu aktywności po porodzie, bo są to ćwiczenia, które bardzo szkodzą i każdy fizjoterapeuta uroginekologiczny ich zabrania, podobnie jak skakania na trampolinie. Nie są to zakazy wyssane z palca i promowanie tego typu aktywności przez osoby znane jest niebezpieczne.
Podczas własnego bardzo ciężkiego porodu doznałam wielu uszkodzeń, w tym przemieszczenia macicy, ktora uciskała na pecherz moczowy. Korzystałam z fizjoterapii i każdej kobiecie po porodzie ją polecam, bo te wystające brzuchy i inne mankamenty wydawałoby się kosmetyczne są często wynikiem np. Rozejścia kresy białej i brzuszki mogą ten stan jeszcze pogorszyć, że już nie wspomnę o tym, że takie ćwiczenia mogą doprowadzić do obniżenia macicy lub jej wypadnięcia. Autorka miała dużo szczęścia…
Wiem, że dla każdej kobiety wygląd jest ważny, ale chyba ważniejsze jest zdrowie…bo cóż nam po tych jędrnych brzuchach, gdy pod sukienką będziemy musiały nosić bieliznę chlonną z powodu nietrzymania moczu itp.
Niestety w Polsce fizjoterapia urogiekologiczna nie jest tak znana, jak w innych krajach, gdzie kontrola fizjoterapeutyczna jest normą w okresie połogu. A wielka szkoda…pozdrawiam
Aniu, ja nie miałam, ale każda z nas jest inna. Tak jak dziewczyny piszą, chyba rzeczywiście powinno się zasięgnąć fachowej porady, jeśli same nie jesteśmy pewne, bo jednak wiedza przyjaciółek pozostawia wiele do życzenia. Prawda o ciele po ciąży, jak piszesz, jest brutalna. Ale zawsze, gdy patrzę na swojego ziemniaka, nawet 6 lat po narodzinach dziewczynek, po czuję już tylko akceptację. Ściskam mocno!
Agnieszko, piszę wyłącznie o sobie. W każdym z tekstów, to mój punkt subiektywny punkt widzenia, moje przeżycia i doświadczenia. Nie napisałam nigdzie, że zachęcam dziewczyny do podjęcia akurat takiej formy aktywności, oznajmiłam jedynie, co dla mnie osobiście okazało się dobre. Zgadzam się w stu procentach, że każda ciąża, każdy poród, każde ciało są inne – i jestem zdania, że każda z nas powinna indywidualnie dobrać odpowiednie metody powrotu do formy – najlepiej pod okiem specjalistów – do własnych potrzeb. Mój ginekolog nie odwiódł mnie od propozycji ćwiczeń, dlatego też je podjęłam, ale wszystko następowało powoli, w moim własnym czasie. Tekst nie jest agitacją do naśladowania, jest apelem o zdroworozsądkowe podejście do własnego ciała, o taką czystą self love, której nam kobietom często – zwłaszcza po porodzie – brakuje. Jeśli został on odczytany inaczej – nie taki był zamysł. Przyświeca mi ta sama myśl, co i Tobie: zdrowie nasze i dzieci jest najważniejsze. Brzuchy są daleko, daleko w tyle… Pozdrawiam i ściskam .
Ja miałam to szczęście, że zarówno po pierwszej, jak i po drugiej ciąży nie pojawiły się rozstępy. A skóra dzielnie sobie poradziła, na szczęście. Nie miałam też zachcianek ciążowych – i być może, tak jak to piszesz w tekście – zachcianki nie istnieją, tylko ułatwiają nam zjedzenie czegoś, czego jedzenia zwykle chcemy unikać 🙂
Pewnie tak. Zazdroszczę, że ziemniak Cię ominął