Przeczytałam jakiś czas temu, że organizowane są dość nagminnie imprezy pod hasłem ospa party. Rodzice zarażonego dziecka zapraszają chętnych znajomych, by ich pociecha zaraziła się wirusem choroby, by „mieć już ją za sobą”.
Nie wgłębiałam się w szczegóły ani nie poddawałam ocenie owych zachowań, bo nie miałam dzieci. Teraz mam. Mało tego. Stoję aktualnie przed dylematem: iść czy nie iść na rodzinne spotkanie? Syn mojego kuzyna właśnie przeszedł ospę, a młodszy – w wieku moich córek może być nosicielem wirusa, choć jeszcze nie widać u niego pierwszych objawów.
Pierwsza reakcja: ta spontaniczna była bardzo entuzjastyczna. Przyjęłam zaproszenie, wychodząc z założenia, że co ma być, to będzie – chciałam oddać sprawy w ręce losu, przypadku, fatum, istoty wyższej. No cóż, najwyżej dziewczynki się zarażą, wezmę dwa tygodnie L4, może nawet nie będzie to koniecznie, bo są przecież małe, łatwiej przejdą chorobę. Nie ukrywam, że przypomniałam sobie własną ospę wietrzną, którą zaraziłam się w wieku 16 lat. Koszmar, męka, udręka, ból – tak ją wspominam. Lekarka po obejrzeniu mnie dokładnie stwierdziła, że dawno nie widziała kogoś tak mocno obsypanego krostkami. Trzy tygodnie wyjęte z życiorysu, tony maści, swędzenie nie do opanowania. Ponoć, im starsi jesteśmy, tym gorzej. Mój okres dojrzewania połączony z wirusem stworzył mieszankę wybuchową. Wolałabym zaoszczędzić tego moim córkom. Zatem może pójść?
No dobrze, ale pojawiają się wątpliwości.
Czy moje dzieci nie są za małe, by narażać je na tak poważną chorobę ot tak – z własnych pobudek? Czy zdołam im wytłumaczyć, że nie wolno rozdrapywać swędzących miejsc? Że mamusia musi znowu posmarować całe ciałko maścią? Czy nie dostaną wysokiej gorączki i nie będą męczyły się kilkanaście dni? Czy wreszcie nie spotkają ich rozmaite powikłania? Nie wiem, nie posiadam dostatecznej wiedzy medycznej, a nie preferuję tej zdobywanej poprzez Internet. Mogę jedynie przypuszczać, na co je narażam i zastanowić się, czy rzeczywiście warto przyspieszać coś, co naturalnie mogłoby przyjść za kilka lub kilkanaście lat? Nie czuję się panią losu swoich dzieci. Nie posiadam władzy ani wiedzy absolutnej. Doradców zaś jest zbyt wielu w mym najbliższym otoczeniu, a ilu ich, tyle opinii. Wiem tylko, że wybierając spotkanie z nosicielem wirusa mogę spodziewać się kataru, gorączki, czerwonych plam. Od znajomych mam wiem, że ospa może skończyć się zakażeniem paciorkowcem. Na myśl o tej chorobie wyobrażam sobie rękawiczki na rękach moich dzieci, ciągłe podawanie płynów i nieprzespane noce. Grrrr….. na własne życzenie.
Co zatem zrobić? Wysłać dziecko na ospa party i „zaliczyć chorobę”? Czy może odmówić i spędzić czas w domu, z dala od nieprzyjemnego wirusa? Doradzicie?
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej.
- Na fan page’u na facebook’u dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Zapraszamy również do zapisania się na nasz newsletter.
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami bliźniaków i wieloraczków? Zapraszamy na forum!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- W jakiejkolwiek innej sprawie – pisz również! Jesteśmy tu po to by porozmawiać, czasami ponarzekać, ale najczęściej się wspólnie pośmiać.
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
Aga, doskonale znasz odpowiedź na swoje pytanie.
Sama nie wiem.
Niestety teraz to najgorszy moment na ospa party – abstrahując nawet od tego czy to dobry czy zły pomysł. Obecnie jest straszna, naprawdę straszna epidemia wirusa zapalenia płuc wśród dzieci (i dorosłych). Szpitale pękają w szwach. Ja bym teraz absolutnie nie ryzykowała, bo może być ospa, ale z komplikacjami.
I mam odpowiedź.