Kiedy podczas luźnej rozmowy z kuzynem i jego żoną powiedziałam, że wybieram się do Wrocławia, jako pierwszą radę usłyszałam: zacznij od noclegu. Wrocław nie należy bowiem do miast, którymi można się znudzić po kilku godzinach.
Dodatkowo, jeśli planujecie wycieczkę jednodniową, weźcie pod uwagę, że – szczególnie w sezonie – tak, jak moi bliscy, możecie narazić się na kilkugodzinną przeprawę w kierunku ogrodu zoologicznego w długim korku. Nauczeni doświadczeniem innych, pomyśleliśmy, że najpierw trzeba wyszukać miejsce przy starówce, aby poczuć bliskość jednego z najpiękniejszych miast Polski i mieć to, co w nim najlepsze na wyciągnięcie ręki. Do takich należy na pewno Art Hotel.
Chciałam mieć pewność, że zostawimy samochód na hotelowym parkingu, a następnie nikt i nic nie będzie nas pospieszać, bo w perspektywie będę miała nocleg w tym urokliwym miejscu. Dodatkowo, jak zawsze – musiałam mieć pewność, że moje dzieci otrzymają potrzebne akcesoria, a jedzenie będzie smaczne, świeże i atrakcyjne dla niejadków. W Art Hotelu znalazłam to wszystko. To miejsce nieprzypadkowe, bo w moim planowaniu podróży z dziećmi na przypadki sobie nie pozwalam. Zabytkowy budynek został bowiem poddany renowacji, wrocławscy artyści pomogli stworzyć komfortową, ale przede wszystkim niezwykle elegancką przestrzeń.
Wyruszaliśmy w lecie, z nastawieniem na spędzenie aktywnie dwóch i pół dnia we Wrocławiu, więc nie przeszkadzał mi tym razem brak sali zabaw czy animacji. Miasto oferuje tak wiele, że od hotelu oczekuje się tylko wygody i dobrego jedzenia.
Powiem szczerze – rzadko które miejsce jest w stanie mnie zachwycić. Są hotele, które lubię, są te, do których wracam często. Są jednak takie, które zapamiętuje się na długo. Wybaczcie wszyscy mili hotelarze, ale właśnie zajęte zostało miejsce na samym szczycie podium mojego prywatnego rankingu.
Zakochałam się w Art Hotelu. Od pierwszego wejrzenia.
Zakochały się także moje córki, które są chyba jeszcze bardziej wymagające niż ja. Ale od początku. Może przewagę daje mu to, że jest hotelem butikowym – a to moje ulubione. Każde wnętrze ma swoją duszę, każde wysmakowane i gustowne. Wchodząc do recepcji czuć zapach: intensywny, zapadający w pamięć, dedykowany wyłącznie temu hotelowi, podobnie jest w windzie. Moje córki od razu zwróciły na niego uwagę. Dalej było tylko lepiej.
Nasz apartament był ogromny. Idealny dla rodziców z dziećmi.
Miejsca było tutaj tyle, że można było urządzić zabawę w chowanego (dosłownie!). Ale w takich już bywałam. Pierwsza moim oczom ukazała się biblioteka. Nie biblioteczka, ale biblioteka. Znajdziecie w niej naprawdę wszystko – no oprócz moich książek, które zamierzam dosłać gospodarzom. Świetlicki, Podsiadło, Wojaczek, Lipska, Witkowski, ale i Papużanka, Dymna, Wodecki, Mróz w wielu odsłonach. Co ciekawe, większość z nich z autografami artystów – bywalców tego miejsca. Trzeba tylko zostać na dłużej i delektować się pięknem wnętrz oraz literaturą.
Hotel przygotował także bogatą ofertę dla maluchów, w tym legendy Wandy Chotomskiej, świetna książka o miejscach godnych uwagi w mieście, w którym się znajdujemy. Jestem oczarowana i zabrałabym cały oszklony mebel z zawartością do domu. Ale to może tylko moje zboczenie. Przejdźmy więc dalej.
Nie musicie do Art Hotelu zabierać niczego. Ja, jak zwykle z jednego miejsca w drugie – nieprzygotowana, nieoczytana w temacie zabrałam zbyt wiele. A tutaj: suszarka do włosów (norma), szlafroki dla dzieci i rodziców (dlatego przy rezerwacji zgłaszacie wiek dziecka) – razem z małymi pantofelkami frotte. A w łazience: kosmetyki ziołowe bez parabenów i silikonów. Balsam do ciała, balsam do rąk, czepki kąpielowe, płatki kosmetyczne oraz kosmetyki do mycia dla dzieci o boskim zapachu i kształcie krokodyla, który po wizycie w zoo jest jeszcze bardziej atrakcyjny.
Przez matkę doceniona została po dziewięciu godzinach spacerowania bez przerwy ogromna – pierwszy raz dłuższa ode mnie (172 cm wzrostu – przypomnienie redakcji 😛 ) wanna. Pełna piany, z tradycyjnymi kurkami, znakomite miejsce na relaks po całodniowym zwiedzaniu.
Jest również miejsce do pracy – siedząc przy hotelowym szerokim biurku z odpowiednim oświetleniem do nocnej pracy piszę dla was tę recenzję.
Jest kawa z ekspresu, a także woda – i tu punkt dla Art Hotelu – po raz pierwszy w moim wieloletnim podróżowaniu – w specjalnych butelkach niekapkach dla maluchów. Bo dla dzieci znajdziecie tu wszystko: nakładki na sedes, sztućce, krzesełka do karmienia i wiele innych – wystarczy powiadomić recepcję przed przyjazdem, zaś cały wykaz dostępnych akcesoriów znajdziecie na stronie hotelu.
W hotelu dostępne są gadżety dla dzieci z Arcikiem: hotelowym krasnoludkiem, którego figurkę znajdziecie przez głównym hotelowym wejściem. W pokoju znajdziecie zestaw powitalnych hotelowych kolorowanek i kredek: i po co targałam je z domu? Naprawdę, po podróży i wczesnej pobudce – wejście do hotelu wynagrodziło mi wszystkie trudy poranka.
Poszliśmy więc na śniadanie.
I znów mój zmysł estetki został połechtany dzięki sali restauracyjnej. Piękna, elegancka, nowoczesna. Z wyjątkowo kulturalną i jednocześnie nienachalną obsługą. Gdy moja córka rzuciła hasło kakao, a nie mogłam znaleźć go w kąciku z napojami – za moment życzliwa kelnerka postawiła przed obiema pachnący napój. O nic innego nie musiałam już prosić. Były bowiem tutaj koktajle mleczno – owocowe, jogurty, nabiał, rozmaite sery, parówki, kiełbaski, wędliny, dania wegetariańskie jak choćby naleśniki z pieczarkami i szpinakiem, znakomite ciasta, drożdżówki, babeczki. Nie chcę na koniec dodawać, że moje córki ignorantki zjadły po jednej parówce i opuściły swoje miejsca. Matka nadrobiła za nie. Szczególnie polecam kokosowe ciasto z migdałami oraz świeże soki.
Z kolacji skorzystaliśmy jeden raz. Wrocławskie atrakcje kuszą i wzywają, więc trudno spędzić dłuższą chwilę w hotelu, choć należą one chyba do najprzyjemniejszej części pobytu. Kiedy jednak już dotarliśmy wieczorem do restauracji hotelowej… nie żałowaliśmy ani przez sekundę. Art Hotel od dłuższego czasu pracuje nad stworzeniem idealnego menu dla dzieci. Pracownicy przeprowadzają rozmowy z małymi klientami poprzez ankiety, analizują, zmieniają, dopracowują. Tak powstaje menu idealne. Jak było w przypadku naszych niejadków?
Jest to, co dzieci lubią najbardziej: spaghetti, naleśniki, frytki w tradycyjnym i zdrowszym wydaniu, a także zupa pomidorowa i burgery. Na deser rzemieślnicze lody. Moje córki – jak zawsze – skosztowały odrobinę dań, ale nie nastąpił wybitny przełom. Na szczęście, nie kładły się spać głodne. Jeśli miałabym cokolwiek zmodyfikować, to wyrzuciłabym zdrową, acz nielubianą pietruszkę ze spaghetti, podając ją na talerzyku.
Hotel Art organizuje także warsztaty kulinarne w ramach projektu #ArtKidsMenu.
Zaplanowano przeprowadzenie czterech warsztatów kulinarnych. Spotkania są kolejną odsłoną projektu „Idealne dziecięce menu”, w którym wspólnie z najmłodszymi gośćmi pracownicy hotelu przygotowują dania do karty dziecięcej Art Restauracji spełniające wymagania maluchów.
Jeśli chodzi o rodziców – na pewno zostawią puste talerze. Kaczka i perliczka, których próbowaliśmy były wyśmienite. Nie wspomnę już o deserze: torciku bezowym z sezonowymi owocami oraz tiramisu. Palce lizać.
Co jeszcze zaliczamy do największych zalet Art Hotelu i dlaczego tam właśnie dobrze jest się zatrzymać? Multitata jest facetem fit ( w przeciwieństwie do autorki tego artykułu). Ważne jest dla niego, aby godzinę dziennie spędzić na bieżni albo rowerze treningowym. Na poziomie -1 znajduje się sala fitness, z której możecie korzystać do woli. A potem zmiana – mama może skorzystać z masażu klasycznego, peelingu czy masażu regenerującego. Na tym samym poziomie znajduje się bowiem strefa SPA.
I największa dla nas zaleta: bliskość rynku.
Dosłownie trzy minuty spacerem od całego mnóstwa knajpek, kawiarenek, krasnali, fontanny, kościołów. Cudownie. Pierwszy raz spędziłam dwie noce w samym sercu pięknego Wrocławia. Art Hotel proponuje świetne rozwiązanie – wszystkie dzieci do 16 roku życia nocują w pokoju rodziców za darmo, na dostawkach i łóżeczkach dla dzieci – jeśli dokonacie rezerwacji bezpośrednio: telefonicznie czy mailowo. Mało tego, macie do dyspozycji specjalną – wyjątkowo korzystną ofertę z wejściówkami do zoo. Szczegóły poniżej:
https://www.arthotel.pl/rodzinne-weekendy-z-zoo-wroclaw?listing=familyoffers
Jak zaplanować dwudniowy wypad? Czego nie można pominąć, podróżując z dzieckiem? Z czego można skorzystać? Opowiem wam o naszej krótkiej wycieczce.
Pierwszy dzień do ogród zoologiczny.
Od razu spieszę z wyjątkowo cenną radą/ wskazówką, którą i mnie sprzedano, co pozwoliło uniknąć frustracji i zmęczenia. Wejście główne do zoo jest oblegane od samego rana. Ale, ale… możecie udać się do Przystani Zwierzynieckiej, skąd odpływają parostatki od godziny 10.00 – bardzo często, zamieszczam zdjęcie biletu i rozkładów. Cennik: całodniowy bilet dorosłego 30zł, dziecka 25zł. Dopływacie do zoo z drugiej strony, gdzie nie ma żadnej kolejki (przy wejściu głównym miała kilkaset metrów długości). Wchodzicie na teren ogrodu i oglądacie. Nam zwiedzanie zajęło – wraz z Afrykarium – sześć godzin. Od razu dodaję, że możecie zgarnąć wózek dla dziecka, jeśli wasze akurat jest leniuszkiem. Nasze dzielnie spacerowały noga w nogę z rodzicami aż do późnego popołudnia. Na terenie zoo znajdziecie bogatą (jak na zoo) ofertę gastronomiczną: jest pierogarnia, grill, karczmy: próbowaliśmy frytek, rosołu, pierogów z serem i ruskich, lodów – przeżyliśmy – wszystko było smaczne i najwyraźniej świeże. Jedyne, co przyprawiło nas o mdłości to ceny, ale jak mawia mój mąż – podczas wakacji z dziećmi – sky is the limit.
Po powrocie z rejsu parostatkiem udaliśmy się jeszcze na rynek, gdzie naszym córkom zapachniał schabowy z baru u Beaty i musieliśmy oczywiście o niego zahaczyć. Smacznie, przystępnie cenowo. Następnie znaleźliśmy siedem krasnoludków i zasnęliśmy kamiennym snem (tatuś zaliczył bieżnię, mamusia relaksacyjną herbal kąpiel).
Dzień drugi postanowiliśmy spędzić na rynku i znów w okolicach zoo, ale trochę inaczej.
Jako, że była niedziela, zaczęliśmy od mszy w kościele świętej Elżbiety Węgierskiej na samym rynku – piękny gmach przyciągnął nie tylko wiernych, ale też mnóstwo turystów.
Wyczytałam, że na rynku odbywają się cukiernicze pokazy w wytwórni „Słodkie Czary Mary”. Naprawdę polecam wstąpić do tego miejsca.
Najpierw dokładnie pokazany jest cały proces powstawania lizaka, a następnie w tym kolorowym miejscu każdy ochotnik może stworzyć swój własny karmelizowany smakołyk. Moje córki uznały tę część dnia za najbardziej atrakcyjną.
Następnie przenieśliśmy się do Hali Stulecia.
Sam budynek ma dla wrocławian ogromną wartość. My zjedliśmy obiad w „Pergoli” znajdującej się we wnętrzu hali, jednocześnie podziwiając pokaz Fontanny Multimedialnej, który odbywa się co godzinę. Plan obejmował także zwiedzenie Ogrodu Japońskiego – tuż przy hali, jednak kilometrowa kolejka zniechęciła moje córki. Ja i ich tata znamy już to miejsce, więc odpuściliśmy na rzecz… funparku, który oferuje nieco lepsze atrakcje dla czterolatków, a mianowicie kilka pokaźnych dmuchańców. Spacer po parku zakończył tę intensywną część dnia. Nogi naszych dzieci odmówiły posłuszeństwa. Potem była już tylko krótka zabawa, obfita (dla rodziców) kolacja i błogi sen.
Mimo iż okna naszego apartamentu wychodziły na ulicę, a w restauracji na dole odbywało się wesele – zwiedzanie kolejnych atrakcji spowodowało, że dziewczynki obudziły się dopiero po dwunastu godzinach. Wrocław dobrze działa na sen…
Ostatnie pół dnia, to już błogi relaks. Kawa na rynku, łapanie baniek, znajdowanie jeszcze kilkunastu krasnoludków, zakup pamiątek.
Żegnaliśmy Wrocław zmęczeni, ale było to zmęczenie wyjątkowo przyjemne. Każde z nas zabrało z tego wyjątkowego miasta coś dla siebie. Ja, przede wszystkim przekonanie, że są hotele stworzone z pasją, z dbałością o najmniejszy detal, z wyjątkowo oddaną i doświadczoną obsługą i nawet ze swoim własnym zapachem. ART Hotel Wrocław to mój numer jeden. Jeśli będziecie przejazdem, służbowo albo zaczniecie planować podróż do tego miasta, przejrzyjcie hotelową ofertę. Sądzę, że pobyt tutaj będzie dla Was multirodziców jedną z tych atrakcji Wrocławia, którą wspominać będziecie najmilej.
Miałam okazję korzystać z usług tego hotelu z pokojem 2-osobowym. Baaardzo miło wspominam sam hotel i pobyt we Wrocławiu również 🙂