Dla każdej mamy rozszerzanie diety swojego malucha to moment zarówno bardzo ekscytujący, jak i pełen obaw i wątpliwości. Czytamy o zakrztuszeniu, zadławieniu, o papkach, słoiczkach, łyżeczkach i innych ważnych lub mniej ważnych sprawach. W naszym domu oczekiwania na skończone pół roczku córki były okraszone zdecydowanie bardziej pozytywnymi doświadczeniami w porównaniu do pierworodnego. Było w nas więcej luzu, na „dudrania” z zewnątrz już nie zwracało się tak bardzo uwagi, złote rady cioci Kloci już dawno odeszły do lamusa lub zostały skwitowane grzecznym przytaknięciem głowy.
Początki rozszerzania diety – 10 najważniejszych zasad:
Moment rozszerzania diety jest istotny.
W zimie rodzi podwójne wątpliwości. W zieleniakach wybór przeogromny, jednak w perspektywie podania tych święcących i wypucowanych owocków maluchowi zapala nam się w głowach czerwona lampka, dlatego cierpliwie czekamy na sezon.
Przy drugim dziecku wybór kubeczka, śliniaczka, maty do jedzenia już nie są tak istotne.
Albo już wszystko jest, albo pamiętasz o tym, że wszystko wygląda pięknie i czysto dopóki nie ugotujesz dziecku buraczka.
Jestem pogodzona z bałaganem i traktuję go jako nieodzownego członka rodziny.
Notorycznie wbija nam się coś w skarpetki i kapcie. I trochę się wytłumaczę, bo naprawdę codziennie odkurzamy, ale nie da się go pozbyć na dłużej, zatem trzeba z nim współpracować.
Przygotowanie śniadania, obiadu, przekąski jest czasochłonne.
Na wszystkich uradowanych zdjęciach, na których dzieci trzymają kawałeczek marcheweczki czy ziemniaczka nie widać niezliczonych obierków, małych garnuszków i upapranych bodziaków. Do znudzenia gotowanie kaszy, warzyw, owoców. Większość wymaga obróbki, żeby były ciepłe, różnorodne i przede wszystkim ultrazdrowe.
Słowo „nie lubi” lub „nie smakuje” na tym etapie nie istnieje.
Zje to zje, nie zje to nie zje. Spróbujemy jutro, później, za tydzień. Pozytywna atmosfera podczas jedzenia to podstawa. Dystraktorów nie akceptujemy – jeśli jakiś talerzyk zwraca na siebie większą uwagę niż samo jedzenie – pozbywamy się go bez sekundy zastanowienia. Przeżywamy każdy gryz, wyplucie i połknięcie.
Kiedy widzimy, że dziecko się krztusi zachowujemy spokój.
Mówimy do niego, nie wykonujemy żadnych gwałtownych ruchów. Czekamy, aż samo poradzi sobie z większym kawałkiem jedzenia i jeszcze raz podkreślam zachowujemy spokój. Trwa to zazwyczaj chwilę, dziecko staje się czerwone, odkasłuje, wykrztusza ślinę i chce jeść dalej (rodzic z kolei najchętniej sięga po butelkę wina).
Jeśli widzimy, że dziecko nie radzi sobie i dosłownie brakuje mu powietrza, działamy!
Polecam obejrzenie filmików i skorzystanie ze sprawdzonych źródeł zanim zaczniemy cokolwiek dziecku podawać. Bez względu na konsystencję.
Dajemy sobie i dziecku czas na naukę „poprawnego jedzenia”.
Staramy się nie przyspieszać tego procesu. Może to spotęgować niechęć i nerwy względem posiłków, co prowadzi do jeszcze większych codziennych frustracji. U nas nauka trwała pół roku. 6 miesięcy, bez dokładnie tygodnia! Proponowałam codziennie, z różnym skutkiem. Czasem zjadł mniej, czasem więcej, czasem się wysmarował i pokrzywił. Jedliśmy w foteliku, na podłodze (wraz z nadejściem raczkowania), na blacie (kiedy już usiadł), dosłownie wszędzie. Podążałam za nim jak tylko mogłam i spalałam się przy tym nie raz. Wiedziałam, że to tylko moment i faza jedzenia na podłodze po prostu minie. Jedyne na czym mi zależało, to żeby jadł i żeby miał wkute do głowy, że jedzenie to coś przyjemnego. Rozszerzanie diety polega na ciągłych próbach podsuwania dziecku jedzenia.
Ja decydowałam co je, ale to on decydował ile chce zjeść (zasłyszane i powtórzone) i z naszych doświadczeń wynika, że decydował też gdzie.
Po półrocznym przyjmowaniu mleka nauka gryzienia, przeżuwania i połykania różnych substancji i kawałków z miesiąca na miesiąc stawała się codziennością, zaś dla małych i ciekawych świata rączek nadal stanowiła ogromne doświadczenie sensoryczne. Na kilka dni przed pierwszymi urodzinami synek załapał, że po nudnym ziemniaku, słodkim placku z banana czy szybkim słoiczku z ryżem ma więcej energii do łobuzowania i tak oto nastąpił przełom. I dobrze, bo już dosłownie przestałam wierzyć, że kiedykolwiek go odstawię, a przy tym stałam się kłębkiem nerwów.
10. Wzajemnie się wspieramy i uświadamiamy rodzinę, że dziecko jest bardzo podatne na nasze komentarze. Niejednokrotnie możemy mu wmówić co lubi, a czego nie.
Nieoceniona była dla nas pomoc rodziny: zupki bez soli, owocki w prezencie zamiast czekoladek lub malinki z ogrodu. Było w nich dokładnie tyle samo babcinej miłości, co w niejednym (nie)podarowanym batoniku.
Rozszerzanie diety to niebywale ważny czas w życiu rodziców i dziecka, który w dużej mierze rzutuje na dalsze funkcjonowanie rodziny. Bieganina za 3-latkiem i nakłanianie go do zjedzenia jeszcze jednej kromeczki to dość powszechny widok. Warto poczytać o rozszerzaniu diety wcześniej. Aktualnie jest dużo mądrych artykułów, przeprowadzonych badań, „nowości” w sposobie karmienia maluszków. Przede wszystkim warto zauważyć jestestwo swojego dziecka, podążać za nim, usłyszeć i uszanować „nie” płynące z tej małej buzi i cierpliwie poczekać, aż samo będzie głodne.
Więcej artykułów na temat rozszerzania diety:
____________________________________________________________________________
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
GIPHY App Key not set. Please check settings