w , ,

Czego nauczyłem dotychczas moje dzieci

Do tej pory przekazałem swoim 15-miesięcznym bliźniakom tylko wiedzę niezbędną i użyteczną – chciałbym móc tak powiedzieć. W rzeczywistości nic podobnego się nie przytrafiło, ale i tak każda czynność, którą dzięki mnie poznały wywołuje ogrom satysfakcji i szeroki uśmiech na mojej twarzy. Standardem jest wpajanie maluchom słów „mama” i „tata” do znudzenia, bo te wypowiadane przez naszych milusińskich stanowią nierzadko dla rodzica cel najwyższy w tych pierwszych momentach życia. Nasze łobuzy świetnie opanowały wiedzę w jaki sposób się do nas zwracać, a dodatkowo poznały już cały szereg mniej, lub bardziej użytecznych słów i czynności.

Pierwszym szczególnym dokonaniem ojcowskim było nauczenie Synka robienia „blblblblbl” palcem o buzię. To coś, z czego byłem szczególnie dumny, bo mały jeszcze nie potrafił powiedzieć żadnego słowa, a już wydawał z siebie te prześmieszne dźwięki. Niebawem Córka podłapała tą umiejętność. Teraz, po 15 miesiącach życia ta czynność ewoluowała w indiańskie okrzyki „a-a-a-a”, co zbiegło się z uszyciem przez mamę indiańskiego tipi.

Z perspektywy czasu, patrząc na dotychczasowe dokonania bliźniaków, widzę jak wielka jest różnica między nauczaniem mamy a taty. Spróbuję pokazać kontrast między kilkoma dokonaniami „bliźniaczych” rodziców… Przykładowo, po powrocie ze spaceru, na hasło „myjemy rączki” maluchy doskonale wiedzą, że należy udać się do łazienki, gdzie przy umywalce z pomocą rodzica mydlimy i płuczemy rączki, po czym wycieramy je ręcznikiem. To oczywiście całkowita zasługa mamy. Mnie udało się natomiast sprawić, że dzieci potrafią głośno sapnąć „aaaaaa” po wypicu wody 🙂 Wbrew pozorom nie jest to bezsensowna czynność, bo w ten sposób, symulując picie, zachęcałem Je do uzupełniania płynu w momentach beztroskiej zabawy. No… ale efekt nauki nieporównywalnie mniejszy od mamusiowego.

Kolejną czynnością, którą brzdące poznały dzięki mamie jest siadanie przy stole do posiłku. Na hasło „śniadanie / obiad / deserek” pociechy udają się ochoczo do swojego stolika, gdzie z lekką pomocą zasiadają na krzesełkach. Dzięki mnie mała Olcia potrafi powiedzieć, jak bardzo Jej smakuje, bo w porze posiłku bardzo często powtarzałem Im do znudzenia „mniam, mniam, mniam”. Teraz, momentami Córa chodzi za mną i zagaduje „myniom, myniom, myniom”, czym sygnalizuje swój mały głód.

Jeszcze a propos jedzenia. Mama powoli uczy bliźniaki jedzenia widelcem i chociaż nie zawsze Im to wychodzi, to na pewno jest to duży wstęp do opanowania tej umiejętności. Dla porównania, tata praktykuje „regułę trzech sekund”, która mówi, że jeśli jedzenie było na podłodze mniej niż 3s to można je spokojnie zjeść, bo bakterie nie zdążą się jeszcze przemieścić. Kiedy tylko widzę, że dziecku spada na podłogę np. kawałek mięsa, czy jakiś chrupek i próbuje je Ono zjeść, szybko mówię „reguła trzech sekund”, bo przecież samo jeszcze nie potrafi tego powiedzieć. Ot taka pomoc rodzicielska 🙂

Mama ponadto, wpoiła dzieciom znaczenie słów: „kąpiel”, „idziemy spać”, „piciu”, „papa”, „cacy, cacy piesek”. Te i wiele innych zwrotów poznanych przez nasze dzieci to same plusy. Moim takim mimowolnym dokonaniem jest nauczenie Szymka odkurzania i zmywania kurzu z mebli. Malec „za młodu” wpatrywał się, jak tata sprząta mieszkanie i teraz jest moim nieodzownym towarzyszem odkurzania. Chodzi za mną, popycha odkurzacz, włącza i wyłącza go, łapie za rurę i odkurza ze mną. Czasem widzę jak łapie jakąś mokrą chusteczkę i próbuje zmyć kurze z mebli. Kupiliśmy Mu nawet zabawkowy odkurzacz, ale nie maszeruje z nim tak chętnie jak z tym prawdziwym. Widok wirtualnie odkurzającego brzdąca jest bezcenny.

Dziecko przed telewizorem to dla niektórych rodziców sytuacja nie do pomyślenia. My nie dajemy się zwariować, bo w przeszłości też oglądaliśmy filmy animowane, a znowu jakoś szczególnie nie przesadzamy z małym ekranem – 5, 10 minut działa uspokajająco na szczególnie rozbudzone rodzeństwo. Wyjątkiem są wczesne poranki, bo godzina 4:30 w porywach do 5:30 to bardzo słaby moment na pobudkę rodzica, który nie wstaje do pracy. Łagodne bajki pozwalają nam wtedy na dosypianie do względnej normalności. W każdym razie, maluchy sygnalizują chęć obejrzenia bajki głośnym „BA!”, kiedy tylko zobaczą pilot. Pozytywnym aspektem, który wypracowałem w związku z telewizją jest pozycja, z której łobuzy oglądają ekran. Mozolne wyłączanie telewizora w momentach bezpośredniego kontaktu małych rączek z ekranem przyniosło wymierny efekt – dzieci siadają na kanapie. Z tego ostatniego osiągnięcia jestem szczególnie dumny, bo okazuje się, że nie jestem aż tak kompletnie bezużyteczny w kwestii nauczania. Tata jednak potrafi 🙂


  • Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej.
  • Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
  • Zapraszamy również do zapisania się na nasz newsletter.
  • Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami bliźniaków, wieloraczków, dzieci „rok po roku”? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
  • Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
  • Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring! :-)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

GIPHY App Key not set. Please check settings

    Za co kocham urlop macierzyński?

    Cała prawda o wakacjach z małymi dziećmi – czyli jak się nie dać nabrać na przesłodzone, rodzinne obrazki