U każdej świeżo upieczonej mamy tuż po powrocie do domu ze szpitala i względnym ogarnięciu siebie i potomka/potomstwa zaczyna się etap oczekiwania. Kolejne dni obfitować będą przecież we wszystko, co pierwsze. Nie na darmo wydawnictwa produkują i zbijają kokosy na książeczkach typu: Pierwszy rok dziewczynki/ chłopca. Mama bowiem oczekuje, a następnie skrupulatnie notuję: pierwszy przewrót z plecków na brzuch i odwrotnie, pierwszy uśmiech, pierwsze uchwycenie rączką przedmiotu, wreszcie pierwszy krok i słowo. Mama bliźniąt z równie wielką radością wita wszystkie kroki milowe w rozwoju dzieci. Dochodzi jednak oczekiwanie na coś jeszcze. Coś, czego pojedyncze mamy mogą jej tylko pozazdrościć: oczekiwanie na moment, gdy jej dzieci dostrzegą siebie nawzajem.
Odkąd dziewczynki pojawiły się w moim małym świecie, właśnie ich wzajemna relacja fascynowała mnie najbardziej. Jako, że sama jestem jedynaczką – tym bardziej ciekawa byłam, w jaki sposób zareagują na siebie dwie małe istotki, które od kilku miesięcy dzieliły przestrzeń w moim brzuchu, a teraz dzielą ją w moim salonie.
Czekałam na dzień, w którym się dostrzegą
Zobaczą, że nie są w tym dziecięcym świecie całkiem same. I poczują, że można robić wiele rzeczy razem, bo przecież każda z nich ma siostrę.
Wreszcie nadszedł ten dzień. Zaczęło się mniej więcej po skończeniu siedmiu miesięcy. Nagłe przebudzenie, żaróweczka się zapaliła i oto są: siostry bliźniaczki, kumpelki, towarzyszki podróży, jaką jest życie. Na początku z lekka nieśmiało. Ukradkowe spojrzenia, z oddali, pozbawione uśmiechu. Takie „obwąchiwanie” się nawzajem. Następnie nieco bardziej śmiałe poczynania: zbadanie paluszkiem struktury włosa siostry, sprawdzenie czy jej oko tak samo reaguje na włożenie w nie tegoż palucha, następnie oczywiście badanie kontrolne jamy ustnej. Teraz, gdy dziewczyny mają skończonych 11 miesięcy, wszelkie zahamowania zniknęły. Ich kontakty przypominają czasem filmy akcji. Nie na darmo zwiemy jedną z moich córek naprzemiennie Godzillą, Rockym, Człowiekiem Demolką.
Tak czy owak, świat we dwoje odkrywa się zdecydowanie łatwiej i przyjemniej. Dziewczyny zdają się być tego najlepszych przykładem.
A oto pięć wspaniałości wynikających z wzajemnego zauważania się przez bliźnięta:
Wspólnie się bawimy
Cudowna sprawa nie tylko ze względu na to, że autentycznie – zamykam się na ten czas w osobnym pokoju i zajmuję własnymi sprawami. One jak gdyby nigdy nic szaleją (w odpowiednio przygotowanym do ich zabaw) salonie. Słyszę tylko radosne okrzyki, śmiech i tupot małych stópek. Nie ukrywam, że niejednokrotnie kończy się nabitym guzem lub płaczem – bo zabawa jest hardocorowa, ale dla każdej ze stron taka godzinna separacja jest bardzo korzystna.
Jem, bo ona je
Jedna z moich córek jest otwarta na wszelkie nowości. Chętnie próbuje nowych smaków. Gdy tylko widzi mnie z talerzykiem, otwiera buźkę niczym młody szpaczek. Druga niechętna była wszelkim nowościom. Teraz, mam wrażenie, że nie chce być stratna. Skoro siostra je, może rzeczywiście warto spróbować. Najbardziej zadowolona jest mama. Brzuchy pełne, dzieci szczęśliwe.
Rozwijamy się szybciej i lepiej
Julka zaczęła bardzo szybko przewracać się na brzuch, raczkować, wstawać i robić pierwsze kroki przy krawędzi – może nawet zbyt szybko. Jej rozwój kinetyczny zadziwiał poszczególnych specjalistów. Zuzka miała czas na wszystko. Obserwując jednak kolejne wyczyny swojej siostry, zaczęła je naśladować i wkrótce robiła już wszystko to, co jej bliźniaczka. Wzajemne motywowanie trwa w najlepsze.
Nie tracimy czasu na łzy
Uderzenie o łóżko, twarde lądowanie – kończyły się potokami wylanych łez i koniecznie znalezieniem ukojenia w ramionach mamy. Teraz, jakby szkoda im jest czasu. W końcu tyle rzeczy można zrobić razem, że nie warto użalać się nad sobą zbyt długo. Musi wydarzyć się rzeczywiście coś wielkiego, by któreś z moich dzieci uwiesiło się u mojej nogi.
Jest nam weselej
Dziewczyny nigdy nie śmiały się tyle, co teraz. Bawiąc się w „a kuku” firanką, klepiąc wzajemnie po głowach, „czytając” książeczki, tańcząc do ich ulubionego „Pana samochodzika”, chlapiąc się razem w wannie.
Chwile takie jak te, gdy słychać głośny podwójny śmiech, potrafią zrekompensować pobudkę o 3.00 nad ranem i całą monotonię kolejnego dnia. Jako podsumowanie historia z życia wzięta: mały Bartuś ma za zadanie narysować swoją rodzinę. Chwyta kredkę w dłoń i kreśli: mamę, tatę, siebie samego. Wolną przestrzeń wykorzystuje na narysowanie krzesełka. Zapytany: „A gdzie Twoja siostra?” Odpowiada – „Nie było dla niej miejsca”. Mam nadzieję, że u moich córek zawsze znajdzie się miejsce dla siostry – na rysunku i przede wszystkim w sercu.
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej.
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Zapraszamy również do zapisania się na nasz newsletter.
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami bliźniaków, wieloraczków, dzieci „rok po roku”? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
Piękny artykuł, mądre słowa, cudowne główne bohaterki i jeszcze wspaniała mama, czego chcieć więcej? Chyba nic już nie jest potrzebne do szczęścia, ewentualnie nowe posty multirodziców. Dziękuję i pozdrawiam! 🙂