Przeczytałam ostatnio tekst o powodach, dla których autorka chce mieć tylko jedno dziecko. Przyjmuję je do wiadomości, ale jestem na przeciwległym biegunie. Jako mama bliźniąt nie miałam nigdy tego dylematu. Jednak zanim zobaczyłam dwa bijące serduszka, byłam przekonana, że nie chcę, aby moje dziecko pozostało jedynakiem. Poprzestanie na posiadaniu jednego malucha jest dla mnie wytłumaczalne tylko w kilku sytuacjach:
– kiedy nie stać nas na wydatki związane z dwójką i większą ilością potomstwa
– kiedy sytuacja zdrowotna jednego z małżonków nie pozwala na powiększenie rodziny
– kiedy jesteśmy pozbawione jakiejkolwiek pomocy, także ze strony partnera/ojca dzieci
Dlaczego bycie jedynakiem jest do bani?
Pisząc ten tekst, kieruję się własnym doświadczeniem, a także opiniami znanych mi jedynaków i jedynaczek. Choć moja rodzina nie była patologiczna, a moje dzieciństwo można z pewnością nazwać sielskim – bycie jedynaczką miało wiele minusów. Wiedziałam, że – jeśli tylko zdrowie pozwoli – nie będę mamą jedynaka.
Po pierwsze: cała uwaga rodziców skupiona jest na jednym dziecku.
Każdy gest, każdy akt działania jest bacznie obserwowany, poddawany analizie, przegadywany. Troska bardzo często zmienia się w nadopiekuńczość, wspieranie dziecka urasta do takiej rangi, że staje się ono w wielu przypadkach przeświadczonym o swojej wyjątkowości dorosłym człowiekiem, popada w manię wielkości. Trudno jest przesunąć się z tego miejsca, nawet usilnie się starając. Dopiero lata pracy nad sobą sprawiają, że dostrzegamy swoje błędy, wady i niedociągnięcia. Nie zawsze się to udaje – stąd przeświadczenie społeczeństwa o jedynakach – egoistach.
Po drugie: rozwój społeczny trochę kuleje…
Wszyscy wiemy i nie trzeba mieć tutaj dyplomu z psychologii, że dziecko przebywające z rówieśnikami naśladuje, chce dorównać albo zrobić coś lepiej niż jego koledzy. Wychowawczyni żłobka oznajmiła ostatnio, że jeśli dziewczynki samodzielnie nie jedzą sztućcami ani nie siusiają do nocnika – po kilku dniach spędzonych w placówce nadrobią zaległości – tak działa towarzystwo innych. Jeśli kompan znajduje się w domu 24h/ dobę – rozwój automatycznie przyspiesza. Widzę to każdego dnia od narodzin swoich dzieci – kiedy jedna nabywa nową umiejętność, druga ćwiczy nieustannie aż jest w stanie jej dorównać. Obecność drugiego małego człowieka jest niezwykle motywująca i mobilizuje do działania. Oczywiście – możemy nawiązać kontakt z klubami malucha, ze znajomymi i ich dzieciakami. Nikt nie przekona mnie jednak, że zadziała to w równym stopniu co „sprezentowanie” rodzeństwa.
Po trzecie: dziecko bywa osamotnione.
W najlepszych nawet małżeństwach, w idealnych nawet domach pojawiają się ciche dni, zgrzyty między rodzicami. Jedynak znosi te sytuacje sam. Rodzeństwo może je „przegadać”, prześmiać, zagłuszyć zabawą. Nie wspominam już o tym, że rodzeństwo zrobić może zrzutkę na prezent na dzień matki czy rocznicę ślubu rodziców Jedynak wiele czasu spędza na autorefleksji, często zmieniając się w dorosłego introwertyka. Myślę, że każdy z nas, jedynaków, ma trochę z niego. Ostatnio moja przyjaciółka Paulina powiedziała o 9-letniej siostrzenicy męża: Wiesz, ona może do mnie przyjść, kiedy nie ma rodziców, możemy się bawić, wygłupiać, ale woli posiedzieć sama. Dziwne. Nie dla mnie. Sądzę, że jedynacy jak nikt inny lubią własne towarzystwo. Czy jednak zawsze wychodzi to na dobre?
Po czwarte: bycie jedynakiem w dorosłym życiu jest trudne.
Póki co, nie odczuwam dyskomfortu. Mam męża, swoją rodzinę, a moi rodzice cieszą się dobrym zdrowiem. Co będzie jednak, kiedy zachorują, kiedy oboje będą wymagać opieki, kiedy wreszcie ich zabraknie? Ktoś rzec może – taka kolej rzeczy. Jakże jednak rada byłabym, gdyby w trudnych dla naszej rodziny chwilach, mogłabym rozłożyć ból i rozterki na dwoje lub troje, a nie kumulować ich w pojedynczym sercu. Oczywiście, mam kuzynów – wspaniałych, których traktuję jak braci – jednak to nie to samo i wszyscy o tym wiemy.
Nie chcę być mamą jedynaka – postanowiłam już dawno temu.
Dane mi było urodzić dwoje dzieci. Czy na tym koniec? Nie wiem. Duża rodzina to rzeczywiście: wydatki, mniej czasu na swoje pasje, rozwój osobisty – jak pisała autorka wspomnianego tekstu. Ale czy na pewno są to wystarczające powody, by dziecko wychowywało się w pojedynkę? Czyje dobro jest dla nas na pierwszym miejscu? Wygoda – oj tak, marzymy o niej dniami i nocami. Ale czy na pewno ubędzie jej przy dwójce dzieciaków w domu? Pewnie tak, ale tylko na chwilę. Przed oczyma stoi mi ciągle obrazek rodziców i ich kilkorga dzieci na plaży: starsze rozkładają parawan, średnie zakładają najmłodszym czapeczki i przygotowują zabawki. Mama i tata odpoczywają na leżakach, a ich gromadka oddaje się zabawie.
Blogerka zastanawia się też, jak podzielić miłość? Myślę, że żadna matka dwójki lub większej ilości potomków nie zadała sobie nigdy tego pytania. Jest absurdalne. Naturalnym jak wschód słońca jest to, że kocha się każde swoje dziecko, choć każde jest inne. Nie ma czasu na zastanawianie się nad tym. Trzymasz je w ramionach i rodzi się miłość. Przy pierwszym, drugim czy piątym porodzie.
I razem jest raźniej.
Wspomniany wyżej tekst o chęci posiadania jedynaka: TUTAJ.
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
Aga! Zgadzam się z Tobą w stu procentach!
Nie jestem jedynaczką,mam młodszego brata, ale zawsze chciałam mieć jeszcze siostrę – przyjaciółkę Dlatego,gdybym kiedyś była jeszcze w ciąży, byłoby mi zupełnie obojętne czy będzie syn czy córka, nie mam tak, że „parka” musi być…
Razem zawsze lepiej, bez względu na płeć. Milenka na pewno ucieszy się i z brata, i z siostry 🙂
buziaki dla Was – i wszystkiego najlepszego z okazji niedawnego roczku 🙂
Dziękujemy. Dla Was również wszystkiego dobrego