Wczoraj byłam z moimi maluchami na szczepieniu. Do tej pory unikałam podwójnych wizyt, wiedząc, że może być mi trudno poradzić sobie z obojgiem w ciasnej poczekalni i gabinecie lekarskim. Owszem, było trudno.
W poczekalni najpierw grzecznie się bawili w kąciku z zabawkami. Córka rysowała, syn układał wieżę z klocków. Ale nagle oboje na raz chcieli bawić się tym samym – ryczącym, gumowym dinozaurem! Znacie to, prawda? Oczywiście krzyk, płacz, ciągnięcie zabawki w swoją stronę. Dobrze, że poproszono nas do gabinetu. Ale w środku tylko chwilę był spokój…Kiedy trzymałam na kolanach córkę do badania, syn z nudów zaczął otwierać szafki. A gdy trzymałam małego, starsza stukała w drzwi gabinetu pielęgniarskiego. Na szczęście, pediatra była wyrozumiała i robiła swoje.
Ale jak podzielić mamę na dwie części, gdy jedno dziecko trzeba przytrzymać do szczepienia, w czasie gdy drugie płacze po?
Zawsze w takich chwilach czuję się winna, że nie mogę się sklonować i być przy obojgu jednakowo, zgodnie z jego potrzebami…
W czasie drugiej ciąży w ogóle nie wyobrażałam sobie, że będę mogła pokochać inne dziecko tak samo jak mojego starszaka.
Czekając na poród, nie czułam podekscytowania, ale jak najszybciej chciałam wrócić do domu, do córki. A gdy synek pojawił się na świecie, stwierdziłam otwarcie na sali poporodowej, że jest najbrzydszym dzieckiem, jakie widziałam, bo przecież najpiękniejsze czeka na mnie w domu. Trudne były nasze początki. Pojawienie się drugiego dziecka potrafi sporo namieszać w relacjach mama-starszak. Nagle stajemy się bardziej wymagające, szorstkie, nie zawsze mamy czas i 100% uwagi dla pierworodnego dziecka. Częściej też dyscyplinujemy. Wszystkiemu winna biologia – musimy zapewnić przetrwanie słabszemu osobnikowi, który bez nas sobie nie poradzi. Ja zajmowałam się synkiem, a serce pękało mi z żalu, że córeczka musi w tym czasie cierpliwie poczekać, choć stoi przy mnie z książką i błaga, żeby jej poczytać. Pamiętam samotne popołudnia, gdy synek miał problemy z brzuszkiem i nie schodził z rąk, podczas gdy córeczka chciała tańczyć. Wtedy wybawieniem okazała się chusta, dzięki której bawiliśmy się wszyscy razem. Tamte dni były trudne, ale dziś wcale nie jest łatwiej.
Rywalizacja między rodzeństwem
Oboje mają mocne charakterki i jasno dają znać o swoich potrzebach. Są o siebie zazdrośni, szczególnie starsza córka rozlicza nas z każdego grama smakołyka, który nadprogramowo przez przypadek dostał brat. Zabawki musimy kupować podwójnie, bo oboje chcą się bawić tym samym, oczywiście jednocześnie. Kiedy tylko zwrócę uwagę bardziej na któreś dziecko, drugie natychmiast zrobi coś, co na 100 % skupi mój wzrok na nim (najczęściej są to szalone pomysły). Staram się nie zostawiać ich samych, bo po kilku minutach niechybnie usłyszę płacz jednego z dzieci. Jego powodem może być zabrana zabawka, ale też kuksaniec czy mocniejszy cios. Mam wrażenie, że biorę udział w walce kogutów, z których każdy chce wygrać, a nagrodą będzie matczyna uwaga. Nie wiem skąd te zachowania. Wydaje mi się, że nic innego nie robię, tylko się bawię lub towarzyszę moim pociechom podczas szaleństw na świeżym powietrzu. A one mimo tego ciągle ze sobą o mnie rywalizują.
Jak więc podzielić mamę?
Psychologowie mówią, żeby wygospodarować czas na zabawę z jednym dzieckiem, by tylko ono mogło być w centrum uwagi. To też zrobiłam. Być może rywalizacja między rodzeństwem to nieunikniony element rodzicielstwa i nie da się go przeskoczyć. A jak jest u Was? Jak sobie radzicie z tym tematem? Chętnie się dowiem.
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
GIPHY App Key not set. Please check settings