W mojej rodzinie nikt nie żeglował, nie było zamiłowania do wody, ba – nawet pływać nauczyłam się dopiero jako nastolatka z własnej inicjatywy. Była natomiast tradycja pielęgnowana od moich trzecich urodzin polegająca na odwiedzaniu nadmorskiego wybrzeża.
Dzięki temu zapałałam miłością bezwarunkową do Bałtyku, natomiast pozostałe urokliwe zakątki Polski zaczęłam odwiedzać i poznawać dopiero po opuszczeniu rodzinnego gniazda. O ile Sudety, Tatry, Pieniny – zobaczyłam, przeszłam, bo nie śmiem użyć słowa poznałam – o tyle Warmia, Mazury, Kaszuby wciąż oczekiwały na moją wizytę. Brakowało jednak okazji. Ale ta nadarzyć się miała nieoczekiwanie…
Gdy dowiedziałam się, że hotel Mrągowo Resort & SPA pragnie zorganizować Zlot Bliźniąt byłam zachwycona.
Nie dość, że wreszcie miałabym okazję zobaczyć tak chętnie odwiedzany przez Polaków i gości z zagranicy region, to jeszcze pojawiła się szansa, by móc swobodnie ponarzekać na los matki dwójki oraz podzielić się swoimi przemyśleniami na temat wychowania „dwojga za jednym zamachem”.
Postanowiliśmy zatem: jedziemy do Mrągowa!
W naszym przypadku los zawsze płata figle w najmniej pożądanych momentach. Nie inaczej było i tym razem. Moje córki ostatnią infekcję przebyły w lutym, ale rzecz jasna – dzień przed planowanym wyjazdem Zuzia zaczęła kaszleć, a mnie dopadł silny ból gardła. Wizyta u lekarza, późny powrót z pracy i kiepskie samopoczucie zniechęcały nas odrobinę do pakowania, ale duch w naszym małym teamie był wielki, więc pojechaliśmy.
Na co się nastawiłam? Szczerze – na leniuchowanie po kończącym się roku w nowej pracy. Na relaks, dużo dobrej zabawy dla dziewczynek (przeplatanej inhalacjami i dawkowaniem syropów) oraz na odpoczynek od gotowania.
Dostałam od hotelu Mrągowo Resort & SPA znacznie więcej!
Zacznę od dostosowania hotelu do wymagań najmłodszych. Nadmienić trzeba, że hotel jest ogromny, choć na pierwszy rzut oka wcale się taki nie wydaje. Nie znoszę molochów – o czym zawsze wspominam. Wolę kameralne hotele, w których każdego z obsługi poznaję po kilku godzinach i mogę zwracać się do właścicielki po imieniu. Kto jednak woli przyjechać i poczuć się anonimowo, swobodnie, jak znana polska aktorka, która przechodziła korytarzami hotelu niezauważona (no może jedynie przez nieliczne bystre oczy), które jednak pozwalały jej na spokojny wypoczynek – dobrze trafił.
Ze względu jednak na posiadanie naprawdę wyjątkowo bogatej oferty rekreacyjno – rozrywkowej ani przez moment nie czułam tłoku, a co najważniejsze – przyjechałam tutaj na ZLOT, więc nawet liczyłam na spotkania z większą grupą rodziców.
Ale od początku. Co dla dzieci oferuje Mrągowo Resort & SPA?
Numerem jeden jest niewątpliwie strefa rozrywki dla dziecka.
Nie mogę nazwać jej ani salą zabaw ani tym bardziej kącikiem. To ogromna przestrzeń hotelowa przeznaczona tylko dla dzieci w rozmaitym przekroju wiekowym. Moje córki jednogłośnie uznały, że to najlepsza strefa zabaw, jaką widziały, a uwierzcie – sporo miejsc już odwiedziły. Maluszki trafiają do ogrodzonej strefy, w której znajdą specjalnie dla nich przygotowane atrakcje: zabawki interaktywne, książeczki, przedmioty stymulujące rozwój. Przedszkolaki i starszaki świetnie bawić się będą (czego moje dwa egzemplarze są najlepszym dowodem) w małpim gaju, dmuchanym statku oraz na trampolinach (byle bez przesady).
Furorę wśród małych gości robi interaktywny magiczny dywan z wieloma grami angażującymi całe grupy na dobrych parę chwil – żartowaliśmy nawet z innymi rodzicami, że może warto zainwestować w podobne urządzenie w domu, bo jeśli stawką jest chwila wolnego – cena nie gra roli.
Jest także do dyspozycji gości sala animacyjna.
Podczas weekendów tematycznych, jakie w ofercie posiada Mrągowo Resort& SPA w supercenie – znajdziecie tam moc atrakcji: my załapaliśmy się na animacje plastyczne, malowanie buziek i mini disco. Nasze córki – mimo świetnej pogody – nie chciały opuszczać sali przez dobre trzy godziny. Były zachwycone kącikiem do malowania, różnorodnymi grami planszowymi, ciastoliną. Każde dziecko znalazło coś dla siebie.
Na plus – dla mnie polonistki – jest bardzo bogata biblioteczka hotelowa.
Znajduje się właśnie w sali animacyjnej. Mam tutaj ogromną kolekcję najnowszej literatury oraz klasyki i to dla każdego czytelnika: są bajeczki dla maluszków, książeczki dla przedszkolaków, bardzo lubiane serie wydawane przez Zieloną Sowę dla uczniów. Są także romansidła dla mam, które czekają na swoje pociechy, dla tatusiów też coś się znajdzie.
Kolejny plus dla rodzin z dziećmi – spotkałam się z tym po raz pierwszy – po wejściu do restauracji dziewczynki otrzymały menu dla dzieci, które na odwrocie miało kolorowanki, zgadywanki, łączenie kropek.
Kelner natychmiast przyniósł nam dwa zestawy kredek, aby dziewczynki w oczekiwaniu na zamówione danie nie nudziły się i nie chodziły po ścianach – świetny i prosty pomysł. Nie musiałam zabierać żadnych gadżetów, bo ktoś pomyślał o nas za nas. Wielki plus. Dla najmniejszych – przed salą restauracyjną znajduje się stoliczek, bujane huśtawki – tam także można zaczekać.
Kolejne fantastyczne miejsce dla dzieci: basen z brodzikiem, częścią rekreacyjną i największa atrakcja dla dużych i małych odwiedzających ośrodek w zimie i w lecie – zewnętrzne ogromne jaccuzzi.
Kto z nas nie kocha bąbelków? Tym razem – upalne dni – nie zachęcały może do ogrzewania się w ich cieple, ale jednak opcja ta i tak została doceniona przez nasze pociechy.
Czas na obiad!
Wolność od gotowania cenię sobie najbardziej. Wiecie jednak, że dziewczynki są niejadkami. Trzeba przyznać, że menu dziecięce trafiło w ich gusta. Pulpeciki w sosie śmietanowym, nuggetsy z frytkami i spaghetti kochają niemal wszystkie maluchy. Próbowałam – było smacznie i świeżo, a to najważniejsze. Niejadki zjadały niemal całe (sporych rozmiarów ) porcje – oczywiście poza marchewką i mizerią, które wyglądały naprawdę apetycznie. Również podczas śniadań i kolacji dziewczynki znajdowały coś dla siebie – stoły zastawione codziennie rozmaitymi sałatkami, wędlinami, jarzynami, pastami. Wszystko pięknie podane, a co równie ważne – odmienne każdego dnia.
Wspaniale udało się sobotnie grillowanie na wielkim tarasie, wychodzącym wprost na rozległe jezioro Czos.
Nie inaczej było z kolacjami, podczas których dziewczynki zajadały się zupami – treściwymi i naprawdę smacznymi. Śniadanie – podczas którego w naszym domu nieustannie pojawiają się parówki – na te kilka dni zostało zastąpione mazurskimi kiełbaskami. Za każde urozmaicenie diety córek jestem ogromnie wdzięczna.
I wreszcie wisienka na torcie: no może dwie. Pierwsza – dania w restauracji a la carte dla dorosłych.
Wyśmienite, znakomicie przyprawione i podane, lokalne i nie tylko – sandacz, pstrąg, pierogi z kurkami, tagliatelle z krewetkami. Moje delikatne podniebienie zostało mocno połechtane.
Druga – to słodkości: znakomite tiramisu, lekkie i nie nadto przesłodzone ciasta oraz moja ukochana krucha beza z mascarpone – sprawiły, że Mrągowo Resort & SPA wpisuję do czołówki kulinarnych mistrzów.
Dla tych nieco bardziej spragnionych – a w porze czerwcowych upałów było ich wielu – jest lobby bar serwujący pyszne drinki i szereg alkoholi.
Tym razem z powodu lekkiej niedyspozycji gardłowej miejsce to nie zostało przeze mnie należycie wykorzystane. A szkoda, a z drugiej strony zawsze musi pozostać pretekst do powrotu.
Czy zwiedzaliśmy? A skąd! Bo kiedy i po co?
Zaliczyliśmy lody z naturalnych składników w Małgosia Cafe na mrągowskim rynku – smaczne, polecamy. Wyjątkowo dobre gofry serwują w Artystycznym Ciachu. Z racji niedzieli obejrzeliśmy lokalny kościółek. Pięknego słonecznego poranka wybraliśmy się na godzinną przejażdżkę rowerkiem wodnym po Czosie – podziwiając łabędzie, perkozy, dzikie kaczki i pływające lilie. A pozostałą część pobytu spędziliśmy między hotelową strefą dziecka a plażą nad jeziorem, gdzie można było odrobinę się schłodzić i podziwiać mazurski krajobraz.
Widok z pokoju hotelowego na Czos był relaksujący, piękne delikatne zejście do jeziora zachęcało nasze leniwe córki do porannego karmienia kaczek. Zewnętrzny plac zabaw z ogromnym statkiem pirackim także cieszył się u nas powodzeniem. Na szczęście pomyślano o rodzicach i tutaj: rozkładając stoliczki z parasolami i krzesełka. Delektując się latte, łatwiej przychodzi zerkanie na bawiące się pociechy.
Hotel z zewnątrz nie wygląda najatrakcyjniej – jednak trwają prace remontowe mające na celu uatrakcyjnienie jego elewacji. Nie dajcie się jednak przestraszyć, wewnątrz znajdziecie wszystko, czego Wam trzeba – z przyjemną obsługą na czele (dostałam nawet szklankę wody z solą do płukania gardła – ot, taka fanaberia).
Zdziwiło mnie, że większą ilość komarów w tym roku spotykam w swoim przydomowym ogrodzie niż spotkałam na Mazurach.
Jednak na wszelki wypadek wyposażyłam rodzinę w odpowiednie środki. Wszak przebywaliśmy nad zbiornikiem wodnym.
Jeśli kochacie żeglować – sprzęt macie na wyciągnięcie ręki. Jeśli lubicie pływać – śmiało: Czos zachęca swą czystą, choć rześką wodą. Jeśli wolicie kręgle, disco, bilard – wszystko znajdziecie na miejscu.
Ah! Prawie zapomniałam. Mamusie – strefa SPA z bardzo bogatą ofertą pozwoli Wam na pełnię relaksu.
Możecie wybierać spośród wachlarza zabiegów na ciało, dłonie, twarz. Jeśli nie zdążyłyście zadbać o paznokcie – zrobią to tutaj za Was.
Powiecie – żyć nie umierać.
To prawda. Jednakże trzeba się czegoś uczepić, choć odrobinę. Gąszcz korytarzy i jedno wejście – sprawia, że trzeba przejść odrobinę zanim z hotelu się wydostaniemy. Dziecko nie trafi samo do swojego pokoju, bo jest ich kilkaset. Jednak o tym dowiecie się już przy dokonywaniu rezerwacji, zatem zdziwienie możecie sobie darować. Minus numer dwa to rzeczona już elewacja, balkony – będące kontrastem dla kolorytu i bogactwa hotelowych rozrywek.
Trzeba jeszcze wspomnieć o czystości. Wszystko tutaj działa perfekcyjnie.
Nie można narzekać na opieszałość pracowników czy braki kadrowe: zarówno w pokoju, jak i restauracji wszyscy sprawnie uwijają się, by nie dosięgnęła Was klątwa brudnego obrusu podczas obiadu czy braku wody lub papieru toaletowego w pokoju. Obsługa działa bez zarzutu.
Dla tych, którzy potrzebują jeszcze więcej: hotelowa strona internetowa podpowiada atrakcje okolicy (wybaczcie, ale z lenistwa oraz dobrego samopoczucia w obiekcie nie mieliśmy okazji ich poznać). Nawet gofrów nie musiałam szukać daleko, bo ich stację utworzono przy hotelowej restauracji, z czego cieszyły się nie tylko przybyłe na ZLOT bliźnięta, ale wszyscy mali goście.
Mrągowo Resort & Spa podczas naszego pobytu odwiedziły także dzieciaki ze zorganizowanych obozów piłkarskich – zaplecze sportowe także zasługuje na uznanie. Piłkarze z restauracji wychodzili w równie dobrych nastrojach, co my. Dzieci tutaj co nie miara, więc jak płacze – to nie tylko Wasze. Jak wrzeszczy – to również w pokoju obok, jak widelec spada na ziemię, to niekoniecznie z Waszego stolika – i to lubię, bo wrzucam wówczas na luz.
Gardło nadal boli, Zuzia nadal kaszle. Ale moja młodsza dwie minuty córka podsumowała naszą pierwszą wyprawę na Mazury: Jaki piękny jest świat… I jak to odmówić im poznawania nieznanego? I jak tu na Mazury nie wrócić?
⛱☀️🌊🏖
Drodzy Czytelnicy: jeśli wybieracie się do któregoś z hoteli/ obiektów rekomendowanych przez nas na www.multirodzice.pl – dajcie znać: pomożemy wynegocjować atrakcyjny rabat, lepsze warunki zakwaterowania, drobny upominek na powitanie, a może wino lub masaż gratis. Taki bonus dla naszych Czytelników
______________________________________________________________________________
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
A jak woda na Mazurach ? Czy jest czysta ? Czy raczej taki muł? Zawsze jakoś Mazury mi się wydawały nudne, choć sądząc po Twoich zdjęciach widzę, ze jest całkiem ładnie 😉
Super zdjęcia, bardzo przyjemnie się je ogląda 🙂