Tak się czasem zdarza, że nasza pociecha rozchoruje się na tyle poważnie, że leczyć ją będzie można tylko w szpitalu. Nie rwijcie włosów z głowy, trzeba to przeżyć tak samo, jak wiele innych atrakcji, które niechybnie zafundują nam nasze dzieciaki.
Nauczona doświadczeniem mama wcześniaka, który wielokrotnie lądował na różnych oddziałach, ma dla Was kilka wskazówek.
Chore dziecko i co dalej?
Przede wszystkim zachowajcie zdrowy rozsądek. Nie pędźcie z pierwszym lepszym kichnięciem na SOR. Ja zawsze obserwuję malucha 2, 3 dni, żeby podczas wizyty udzielić pediatrze szczegółowych informacji o stanie zdrowia mojego dziecka. Ponadto po tych kilku dobach lekarz będzie już mógł stwierdzić, czy naszej pociesze coś dolega. Pierwszy dzień gorączki jeszcze o niczym nie świadczy. Wychodzę z założenia, że (jak nazwa wskazuje) SOR jest ostatecznością, a poza tym można się tam natknąć na naprawdę groźne choroby zakaźne, które łatwo zaatakują osłabiony organizm.
I jeszcze jedno – wybierzcie dla swoich maluchów rozsądnego pediatrę. Musi to być osoba wyważona, doświadczona i z „dobrym uchem”, które będzie umiało usłyszeć najdrobniejszy szmer w malutkich oskrzelach czy płucach. Lekarz nie może bać się wdrożyć leczenia. Odesłanie pacjenta do szpitala to czasem, niestety, pójście na łatwiznę. Moja córka wielokrotnie wychodziła z gabinetów z takim skierowaniem, bo lekarz po prostu bał się leczyć maliznę. Na szczęście, ten koszmar już za nami i mamy w końcu swojego lekarskiego Anioła Stróża.
Jednak szpital…
Czasem jednak tak się zdarza, że pobyt w szpitalu jest konieczny. My przerabialiśmy całą procedurę, więc wiem, o czym piszę.
Po wyjściu z gabinetu jedź do domu. Usiądź i zbierz myśli, to nie koniec świata. Spakuj książeczkę zdrowia, niezbędne dokumenty, ostatnie badania i walizkę dla siebie oraz malucha. Potrzebna będzie spora ilość ciuszków na zmianę, ponieważ pielucha łatwo przecieka, gdy berbeć podłączony jest do kroplówki, mogą pojawić się wymioty lub maluch spoci się podczas gorączki. Przydadzą się także kocyk, kilka tetrowych pieluch, podstawowe kosmetyki i cieplejsze ubrania (czasem w celu przeprowadzenia dodatkowych badań trzeba przejść na inny oddział, a może on się znajdować w sąsiednim budynku). Ja zawsze zabierałam także przekąski dla dziecka , wodę, kaszkę. Zależało mi na tym, żeby choć trochę mieć wpływ na jakość spożywanego przez córkę czy syna jedzenia. Nie zapomnijcie o kubeczku, talerzyku, sztućcach, kilku zabawkach, ulubionych gryzakach, książeczkach i przedmiotach, które pozwalają się Waszemu maluchowi uspokoić. Jeśli oddział na to zezwala, weź wózek. Dzieciom czasem szpitalne łóżeczka nie przypadają do gustu, a spać gdzieś trzeba.
Zabierz też rzeczy dla siebie. Przydadzą się wygodne ubrania, buty na zmianę. Wbrew pozorom, na oddziale będziesz mieć całkiem sporo czasu dla siebie, cisza nocna zaczyna się na pewno wcześniej niż u Was w domu, chore dziecko raczej szybko pójdzie spać, a umęczony rodzic może się choć trochę wyspać, jeśli oczywiście będzie miał na czym, posłuchać muzyki czy poczytać książkę. Ja nigdy nie zdecydowałam się na pozostawienie dziecka samego w szpitalu, ale obserwowałam naprawdę różne dziecięce dramaty. Do dziś mam łzy w oczach na wspomnienie kilkumiesięcznego malucha pozostawionego pod opieką personelu, który przyklejał się do szyby na widok każdego przechodzącego dorosłego i błagał oczyma o kilka chwil uwagi.
Szpitalne oddziały są coraz lepiej wyposażone. Są sale zabaw, jadalnie z krzesełkiem do karmienia, dlatego zminimalizujcie ilość zabieranych przedmiotów. Raz, że umilicie w ten sposób życie osobom sprzątającym. Dwa (naprawdę ważne) oszczędzicie sobie prania i mycia rzeczy, które miały kontakt z oddziałem. Co?? Pewnie niektórzy to właśnie teraz pomyśleli. Szpital jest siedliskiem najgroźniejszych bakterii i wirusów. Możecie je bardzo łatwo przenieść do Waszych domów. I to nie żart. Poszperajcie o antybiotykoopornych szczepach bakterii! My walczyliśmy z jedną taką przez 1,5 roku, ponieważ córka została nią zarażona po urodzeniu na oddziale intensywnej terapii.
Przyda się także pomoc kogoś bliskiego. Miło by było wskoczyć pod prysznic, nie nasłuchując, czy dziecko już rozpacza z tego powodu. A smaczny, domowy obiad piechotą nie chodzi, ktoś musi go Wam dostarczyć. Ja czasem podjadałam coś z dziecięcego menu, ale to trochę za mało.
To tylko kilka dni!
Nie załamujcie rąk. Dzieci dość szybko dochodzą do siebie. Zapomną o wenflonach, ukłuciach i podawanych lekarstwach. Ba, znam nawet jednego delikwenta, który uwielbiał pobyty w szpitalu, bo wtedy miał mamę tylko dla siebie.
Nasze dzieci zawsze przez kilka dni odreagowywały każdą styczność z odziałem szpitalnym. Pojawiały się koszmary senne, krzyki przez sen, ale, na szczęście, w domowym zaciszu złe wspomnienia szybko ulatywały.
I jeszcze jedno, pomyślcie o ciężko chorych maluchach i ich rodzicach – dla nich sale szpitalne to codzienność…
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
GIPHY App Key not set. Please check settings