Klasyka gatunku: ona jest w ciąży (w pierwszej ciąży, to dosyć istotny szczegół), on fruwa wokół niej jak szczęśliwy Gucio wokół swojej Mai. Spełnia jej wszystkie zachcianki. Gdyby wcześniej trochę popracował nad bicepsem na siłce, to by ją codziennie na rękach nosił, najchętniej „all day long” z krótką przerwą na tą siłkę. Jej się wydaje, że trafiła szóstkę w totka, a jej dziecko siódemkę – bo taki mąż i ojciec to przecież skarb!
Po mniej więcej miesiącu do trzech miesięcy od szczęśliwego rozwiązania i pojawienia się nowego członka rodziny w domu, gdy wielkie emocje powoli opadają, a ona zaczyna rejestrować rzeczywistość wokół, okazuje się jednak, że taki mąż i ojciec to może i skarb, ale zaginiony. Zagubił się gdzieś po drodze, a oczekiwanej pomocy z jego strony ani widu ani słychu. Ona zaczyna więc prosić lub domagać się tej pomocy, ale zaginiony skarb ma to do siebie, że zazwyczaj nikt nie wie gdzie on jest.
Gdzieś pojawił się błąd w matrixie. W miejsce ojca zaangażowanego w życie płodowe swojego potomka, otrzymujemy ojca unikającego i wymigującego się od opieki i zaangażowania w pierwsze miesiące, a czasami i lata życia swojego dziecka.
Czasami ten brak zaangażowania ojca wpisany jest w jego kod DNA – w końcu dzieci, a już na pewno niemowlęta, to sprawa kobiet. Od zarania dziejów tak było, a przynajmniej tak było w jego domu rodzinnym. Więc po co miałby coś zmieniać w swoim domu.
Czasami jednak bywa tak, że on chciałby, ale nie wie jak. Do tego jego początkowe zaangażowanie i zapał spadają wprost proporcjonalnie do wrażenia, że jest albo piątym kołem u wozu, albo słoniem w składzie porcelany, który próbuje być zwykłym ojcem w łazience podczas kąpieli swojego dziecka.
Ostatnio przeprowadziłam ciekawą rozmowę z moją przyjaciółką i jednocześnie mamą trójki:
– On nie pomaga mi przy dzieciach. Najbardziej żałuję tego, że sama ukręciłam na siebie ten bat: od samego początku odsuwałam go od opieki nad pierwszym dzieckiem, wszystko chciałam robić sama – no i robiłam. Najpierw przy jednym dziecku, a później już przy trójce. Bo na początku, przy pierwszym dziecku chciał pomagać, przy kolejnych już się przyzwyczaił, że ja przecież zawsze sobie daję radę sama. A wtedy już nie pomogły ani prośby, ani groźby.
– Ale jeśli chodzi o ten początek, gdy on jeszcze był chętny do pomocy: nie chciałaś wspólnie z nim kąpać dziecka? – spytałam nieśmiało.
– Chciałam. Ale był w tym taki nieporadny. UPUŚCIŁ PAMPERSA!! Jeszcze by dziecko upuścił! Dlatego wolałam już wszystko zrobić sama.
„Upuścił pampersa!” stało się dla mnie hasłem sztandarowym jednego z największych błędów popełnianych przez młode mamy. Od upuszczenia pampersa jest jeszcze daleka droga, albo i przepaść cała, do upuszczenia dziecka.
Warto zaufać partnerowi. Nawet jeśli jego ruchy są początkowo koślawe i nieporadne, to przecież nie urwie ręki, nogi, ani głowy swojemu dziecku. Wiem, że łatwo mówić, trudniej zachować zimną krew, gdy nam samym ręce się jeszcze trzęsą nad noworodkiem, tak że najchętniej nie wypuszczałybyśmy dziecka z rąk – własnych. Kilka razy zdarzyło mi się gderać nad mężem, że wszystko źle, nie tak, ja mu pokażę (a w domyśle: najlepiej sama to zrobię). Ale dosyć szybko przychodziło otrzeźwienie: „Wdech-wydech. Wdech-wydech. Wyluzuj. Odpuść. A najlepiej zamknij oczy.” – możecie się śmiać, ale ja naprawdę momentami zamykałam oczy. Gdy je otwierałam mój synek, jeden i drugi, żył, miał się świetnie i co więcej uśmiechał się do szczęśliwego (i dumnego z siebie) taty.
Oprócz tego, że przymykałam oczy kiedy przymknąć trzeba było, to przygotowywałam męża do roli ojca na długo przed tym, jak dwa różowe niemowlaki zamieszkały z nami pod jednym dachem.
Będąc w ciąży, podsuwałam mu rodzicielską lekturę, artykuły w internecie, ale ponieważ widziałam, że nie garnie się do teoretycznej nauki obsługi noworodka, a do szkoły rodzenia nie uczęszczaliśmy, postanowiłam przeprowadzić w domu przyspieszony kurs dbania o żonę i dzieci wpleciony między wierszami naszych rozmów. Kiedy więc on fruwał wokół mnie i mojego brzucha jak Gucio wokół swojej Mai, ja sprowadzałam go z tego lotu na ziemię:
– Wiesz, że przez co najmniej kilka miesięcy nie będziemy się wysypiać? Że od samego początku chciałabym byś mi pomagał w opiece, kąpieli, karmieniu i przewijaniu dzieci? Że razem będziemy w nocy wstawać do dzieci? Że będziemy zmęczeni i niewyspani jak dwa zombie?
Później następowało rozszerzenie każdego z poszczególnych tematów. A kulminacją było nakreślenie wielkiego armagedonu jaki nas w życiu czeka, a jak wiadomo do armagedonu trzeba się odpowiednio przygotować: zapasy żywności, przygotowanie terenu, plan działania, przypisanie zadań, itd. itp.
Romantycznie to może nie brzmi, ale za to był konkret. W zamian otrzymałam konkretną pomoc od męża.
Z perspektywy czasu mam wrażenie, że mój mąż osobisty dosyć dokładnie wiedział co ma zrobić i czego od niego oczekuję, jeśli chodzi o naszą wspólną opiekę nad dziećmi. Wydaje mi się również, że to mu pomogło wejść w rolę ojca. Wiem, że istnieją mężczyźni, którzy nie potrzebują żadnej instrukcji obsługi i stają się świetnymi ojcami od pierwszych chwil życia dziecka. Czasami nawet radzą sobie lepiej niż ich partnerki w roli matek. Zdarza się. Ale to są wyjątki od reguły. Na drugim biegunie stoją z kolei mężczyźni, którym nawet wydrukowana instrukcja obsługi nie pomoże, bo im się pomagać przy dziecku czy w domu nie chce.
Niemniej jednak oczekując na dziecko, a już szczególnie na dwójkę dzieci na raz, warto wcześniej porozmawiać o konkretach, o prozie życia. A później od czasu do czasu w tej prozie i poezji zacząć przymykać oczy 😉
Na temat współpracy mamy i taty w opiece nad dwójką dzieci z męskiego punktu widzenia przeczytacie tutaj: „MULTIFUNKCYJNOŚĆ – ATRYBUT KAŻDEGO RODZICA”
Podobne posty o PARTNERSTWIE i RODZICIELSTWIE
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej.
- Na fan page’u na facebook’u dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Zapraszamy również do zapisania się na nasz newsletter.
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami bliźniaków i wieloraczków? Zapraszamy na forum!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- W jakiejkolwiek innej sprawie – pisz również! Jesteśmy tu po to by porozmawiać, czasami ponarzekać, ale najczęściej się wspólnie pośmiać.
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring! 🙂
Czytalam juz wczesniej ten tekst, jest swietny i bardzo wazny 🙂 Musze pamietac by wbic go sobie do glowy 😉
Tak 🙂 To podstawa, a już szczególnie przy bliźnikach.
Witam
Nasze Miśki mają już 2,5 roku.. Szok minęło jak rok!!I mogę powiedzieć, że współpraca to podstawa. Rzeczywiście z mężem dużo rozmawialiśmy o tym jak wszystko będzie wyglądać i że musimy razem nad całością pracować od początku. Co do kąpieli..mąż…dumny młody tatuś od razu zapowiedział Dzieckom, że to będzie ich czas. Jak tłumaczył..to czas tylko dla nich, taki relaksik We wszystkim współpracujemy do dziś, choć oczywiście bez odmiennych zdań się nie obejdzie (w sumie to tak zdrowo raczej nawet ;)) u nas wiele szpitali za nami (zaburzenia odporności) i tu też bycie razem to ogromna podpora psychiczna jak i fizyczna. Ostatnio w rozmowie ze znajomymi przyszło mi stwierdzić, że jestem pełna podziwu dla męża, bo po wielu czasem godzinach pracy ( ja „bawię się” na wychowawczym jak niektórzy to twierdzą) wchodzi do domu i jest gotów do działania na 120%!! na palcach mogłabym jednej ręki policzyć kiedy powiedział „Przepraszam dziś nie dam rady”. Ale to fakt, od początku starałam się dać mu wykazać, uczyć i próbować, choć czasem faktycznie oczy trzeba przymykać Mamy w sobie wielkie wsparcie, każdemu takiego życzę, bo wtedy wszystko jest łatwiejsze do przejścia a i bardziej przeżywamy te wyniosłe chwile kiedy to odkrywamy z Dziećmi coś nowego Moje życzenie…aby zawsze było tak..
Pozdrawiamy
Zuzia, Kacperek i Rodzice
Przede wszystkim nic tylko pogratulować męża! Ale Tobie też trzeba pogratulować mądrości – wcześniejsze rozmowy na temat Waszej współpracy i to że tak fajnie Wam to razem wychodzi 🙂 Podstawa!
Pozdrawiam serdecznie!