Opowiem Wam pewną historię. Będzie to pierwszy bezpieluchowy dzień z życia Sary, mojej córki, jednej z bliźniaczek. Dlaczego chcę Wam o tym opowiedzieć? Bo uważam, że takich właśnie historii powinno krążyć po Internecie więcej. Zapraszam więc do mnie, na małą, spokojną wyspę, porośniętą głównie lasem, z rzadka usianą kolorowymi domami z drewna.
Dzień był, jak na norweską zimę, całkiem słoneczny. Wiało na morzu, wiało na lądzie, jak to zwykle zimą. A pomiędzy sąsiednimi wysepkami przeciskały się uparcie statki i promy. Dom, który niedawno kupiliśmy był we wczesnej fazie urządzania. Tak właściwie w fazie chaotycznego wprowadzania się nowych właścicieli. Już wszystkie kartony z niezbędnymi rzeczami były rozpakowane, czyli upchane w przeróżne, niekoniecznie logiczne miejsca. Reszta piętrzyła się w piwnicy, a między tymi kartonami przeciskał się młody, przystojny elektryk Marius. Marius co chwilę zaglądał do nas na górę, żeby spytać gdzie ma poprowadzić kable, gdzie chcę mieć kontakty. Na wielkiej skórzanej kanapie wyciągały się znudzone dziewczyny. Znowu cały dzień będą biegać, chować się przed Mamą po pustym, wielkim czerwonym, drewnianym domu, roznosić wszędzie zabawki i oglądać bajki po angielsku na YouTube.
I wtedy stało się to. Moment, którego bałam się bardziej niż ognia piekielnego. Zadzwoniła Babcia i spytała dziewczyny, czy widziały już majteczki, które wysłała im w prezencie w paczce.
A pewnie że nie widziały, schowałam je specjalnie. Mają dopiero co skończone cztery latka. Wszelkie, co prawda jednodniowe, ale jednak … próby odpieluchowania, zawsze kończyły się jakąś katastrofą. A to panny stwierdzały, że nie będą już nigdy niczego pić, bo dzięki temu nie będą robić siku. Walczyliśmy potem z zaparciami prawie dwa miesiące. Innym razem dziatwa upatrzyła sobie swoje łóżeczka na toaletę. Jeszcze innym razem dziewczynki kochane załatwiały swoje potrzeby na podłogę i skakały po tym uradowane, mówiąc, że są jak świnka Peppa, która przecież uwielbia skakać w błotku. I to wcale nie było tak dawno temu.
Dlatego też postanowiłam że nie będę im wcale ściągać pieluch. Trzeba dbać o swoje zdrowie psychiczne, bo zdrowie najważniejsze. Nie, nie dam sobie wmówić że jestem leniwa. Jedyne, czego pragnęłam, to żeby same to ogarnęły, bez mojej pomocy.
I wtedy właśnie okazało się, że obie chcą majteczki od Babci. Masz ci los! Jedna z bliźniaczek szybko odpuściła i wróciła do pieluchy po pierwszym zamoczeniu majtek. Założyłam jej pieluchę, tak jak chciała. A Sara uparła się na majteczki i koniec.
Wpadłam w panikę. Zaczęłam zastanawiać się, gdzie ja mam wiaderko, bo mop gdzie jest, to wiem. Matko, a jak przystojny elektryk w siki wejdzie? Teraz jeszcze trzeba pamiętać, żeby dziecku co chwilę przypominać o tym siku. Nocnik cały czas w salonie. Może jakieś cukierki za siku i brawa? Trzeba było wymyśleć jakiś plan.
Tydzień wcześniej robiliśmy taki eksperyment, że raz na jakiś czas dawaliśmy cukierka tej, która sama siadała na nocnik i w rezultacie miała długo suchą pieluchę. Ale nigdy nie pozwoliliśmy dziecku chodzić w majtkach po domu. Nie chciałam latać z mopem, kiedy mi ludzie od montowania kuchni i elektrycy po domu biegają. Drzwi wiecznie otwarte, zimno w domu. I na dodatek jest zima, a ogrzewanie domu kosztuje horrendalne pieniądze.
Powiedziałam Sarze, że jak załatwi się do majtek, to będzie cała mokra, więc musi zawsze szybko na nocnik. A potem trzeba nocnik wziąć, wyrzucić zawartość do toalety Mamy i go wypłukać, żeby nam w salonie nie śmierdziało. W sensie, że tę drugą część miałam robić ja. Taki był plan.
Okazało się wtedy, że jakaś lampa, co to miała być dobra, jest zepsuta. Potem okazało się, że dzieci chcą naleśniki, a ja nie mam pojęcia, gdzie jest mikser, no więc kolejna runda do piwnicy w kartony. Zadzwonił mąż, żeby spytać o elektryka. Elektryk chciał coś od męża. Potem jeszcze pani z przedszkola zadzwoniła, spytać, czy dziewczyny zdrowe, czy przyjdą jutro.
Wracam z piwnicy, Sara niesie nocnik. A w nocniku siku. No nie wierzę. Dziecko jest uparte, nie wiem po kim. Uparło się, że samo będzie myć nocnik. Wylała mocz do toalety i w zlewie zaczęła płukać nocnik. Umyła zlew mydłem do rąk, nocnik też. Spłukała i pożegnała swoje siku. Była dumna, że nie pójdzie ono do kosza z pieluchami, tylko do szamba. Wycieczka edukacyjna do szamba na podwórku okazała się więc, zupełnym przypadkiem, strzałem w dziesiątkę. Tu u nas na naszej niewielkiej wyspie, wielu mieszkańców ma swoje szambo. My także J.
No raz jej się udało, myślałam sobie. I mi też, bo gapa ze mnie i tyle. Miałam przypominać, nagradzać brawami i cukierkami. Nastawiłam sobie alarm o nazwie „siku” w telefonie. Że niby będę przypominać, sprawdzać, motywować i nagradzać.
Dałam pić, dałam jeść, wkładam naczynia do zmywarki. A tu nagle kolejna runda Sary do toalety, żeby umyć nocniczek. Szok. Alarm nie zdążył jeszcze zadzwonić. I tak do wieczora alarmy w telefonie rozmijały mi się z potrzebami fizjologicznymi Córki. Suche majteczki od godziny 11.00 do 19.30. A ja cały czas miałam na głowie coś zupełnie innego niż Sarę i nocnik. Wieczorem miałam założyć dziewczynkom pieluchy i miały iść spać.
Ale Sara się uparła, że ona nie chce pieluchy już w ogóle.
Nie mam żadnych zapasowych pościeli, tylko poszewki. Ostatecznie dała się namówić na pielucho majtki. Nie minęła godzina od położenia spać dzieci, już Sara idzie do salonu zrobić siku. I tak jeszcze dwa razy, bo dziewczyny dostają po butelce picia na noc. Ostatecznie jej nocnik wylądował u niej w pokoju na noc. Rano, następnego dnia zaraz po obudzeniu się, mimo że miała na sobie pieluszkę, usiadła znowu na nocnik. Ja dowiedziałam się o tym oczywiście jak zwykle, po fakcie.
Od tego dnia minęło ponad dwa tygodnie, Sara nosi majteczki całe dnie. Nie mieliśmy ani jednej wpadki. Ominął mnie żmudny proces wiecznego prania brudnych śmierdzących rzeczy. Ominęły mnie kałuże w domu oraz nieustanne przypominanie o siadaniu na nocnik. Nie ominęły mnie za to napominania, że nasze dzieci już dawno powinny być bez pieluch.
Co na to wszyscy, którzy mówili mi, że dzieci trzeba tego uczyć i to jak najwcześniej? Milczą. Nie wierzą, że dziecko samo z siebie tak może. Chyba nigdy nie wierzyli, bo przecież sami na swoich dzieciach tego nie próbowali. Bo trzeba przecież tłuc do głowy i trenować, … mówili. Taki jest rodzicielski obowiązek. I latem trzeba, zaraz po drugich lub trzecich urodzinach. Dziecko nie może być wtedy chore, nie może być w trakcie jakichś dużych zmian w domu. Dzieci starsze nie dadzą się trenować, bo są cwane. Przegapiłaś TEN moment. Trzeba schować pieluszki, powiedzieć, że od dziś nie ma. Trzeba dawać cukierki, bo samo na nocnik nie siądzie. Trzeba się nacierpieć i nastarać.
Teraz uśmiecham się zwycięsko. Bo praktycznie nic nie musiałam robić.
A Siostra? Jest zazdrosna o sukcesy Sary i potrzebuje chyba więcej czasu. Ale sami powiedzcie, czy za dwadzieścia lat, na rozmowie kwalifikacyjnej, gdy będzie ubiegać się o swoją pierwszą pracę, to pracodawca, przeglądając CV nie zapyta jej : „W jakim wieku nauczyła się Pani korzystać z toalety?” 😉
____________________________________________________________________________________________
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
GIPHY App Key not set. Please check settings