Mówi się, że dziecka nie należy zmuszać do siadania na nocnik i całkowicie się z tym zgadzam. W poniższym artykule postaram się zatem nakreślić jak umiejętnie zachęcałam dwoje moich dzieci do skorzystania z innej opcji niż pieluszka.
Zacznijmy, że wraz z ukończonym pierwszym rokiem życia w naszym domu pojawia się nocnik, który znajduje swoje miejsce w łazience. Pozwalamy dziecku na nim siadać, podnosić, zaglądać tłumacząc do czego służy. Jeśli dziecko chętnie siada na nocniku, to zawsze ściągamy mu „zbroję” w postaci pampersa i ubrania, tak by zakodowało, że na plastikowym tronie liczy się goły tyłek.
Podczas wykonywania innych czynności lub podczas zabawy przypominam córeczce, że tam w łazience jest nocnik i że jeśli kiedyś będzie miała ochotę się wysiusiać proszę, aby zaprowadziła mnie za rączkę, a ja pomogę się jej rozebrać. Początki były takie, że siadałyśmy dość często, ale nic się nie „zadziewało”, zatem nadal tłumaczyłam, że nadejdzie taki moment, że poczuje i się uda.
Bardzo ważnym jest, aby to ze strony dziecka nastąpiła inicjatywa pójścia na nocnik, aby moment nadszedł naturalnie, a samo dziecko poczuło, że musi z niego skorzystać.
Będąc z córeczką na „świeżo” w temacie zauważyłam jak jej głowa kodowała siku już w momencie kiedy siusiała, więc nie dobiegałyśmy do nocnika. Czasem pojawiały się łzy, tak jakby było jej smutno lub miała poczucie, że mnie zawiodła. Nic bardziej mylnego – z moich ust zawsze wypływały słowa wsparcia i zrozumienia. Do znudzenia tłumaczyłam, aby się nie martwiła i tuląc przypominałam, że to się zdarza i jest normalne. Z radością stwierdzam, że okazywane wsparcie szybko zakiełkowało i tak oto dwójka naszych maluchów sprawnie zrezygnowała z ciężkiej pieluszki na rzecz wygodnych i czystych majteczek. O tym też warto dziecku wspominać podczas „pieluszkowych pogadanek.”
Zdarzają nam się kropeczki na majtkach, czasem siku leci po nogach, lecz zawsze staramy się okazywać luz i wsparcie w tej (być może) krępującej dla dziecka sytuacji. W końcu nie pytamy naszych dzieci czy chcą siku – same zarządzają swoim pęcherzem i jego możliwościami, więc zakładamy, że nauka trwa nadal. A jak się uczyć, to tylko w pozytywnej i wspierającej atmosferze, napięcia i złości zostawiamy na setki innych sytuacji.
Słowem końca, ogromnym wsparciem procesu „odpieluchowywania” zostali także dziadkowie, którzy uzbrojeni we własny nocnik zawsze łagodnie zachęcali nasze dzieci do skorzystania z toalety. Myślę, że dla obu stron była to ogromna atrakcja – wspólne czytanie książeczek, opowiadanie bajeczek i znowuż pogadanki na pieluszkowe tematy.
Wszystko zaczyna się od rozmowy, zatem zachęcam, by rozmawiać. Roczne dziecko już naprawdę dużo rozumie i choć nadal nie nad wszystkim panuje, to jasnym jest, że potrzebuje czasu i wsparcia. I od tego należy zacząć.
____________________________________________________________________________________________
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
Moje totalnie zbuntowane panny mają trzy latka i dwa miesiące. Nigdy nie chcą siadać na nocniku, chociaż mają je od ponad roku. Toaleta też nie. Gdy opowiadam rodzicom starszych dzieci, że czekamy aż będą gotowe na ten krok, to wystawiają wielkie oczy. Według większości rodziców z ktorymi rozmawiałam, dziecko samo z siebie nigdy nie zechce się odpieluchować i nie ma czegoś takiego jak gotowe dziecko. Co więcej, znakomita większość mówi mi, że działa tylko system nagród i przekupstwo. Problem w tym że my nigdy nie stosowaliśmy systemu kar i nagród i dziewczyny go nie rozumieją. Jeśli mama daje przykladowo żelki, to zawsze daje sprawiedliwie każdemu. Bo ma żelki, bo chce dać. Takie jest ich pojecie na ten temat. Raz, dwa miesiące temu, spróbowaliśmy odpieluchować. Jedna z dziewczyn do dziś ma traume i boi się zrobić kupę, nawet do pieluszki. Od dwóch miesięcy walczymy z zatwardzeniami, jedna kupa na tydzień. Prawdopodobnie nie obędzie się bez psychologa. Takie pytanie: próbować każdą odpieluchować osobno? Zeby przed podstawówka się wyrobić:-) Oczywiście ta straumatyzowana byłaby druga w kolejce. Mam też taką nieprawdopodobną pokusę nie robić w tym temacie nic. Obawiam się jednak, że z takim nastawieniem mogę być sama we wszechświecie.
Witaj Aniu, dziękuję Ci za komentarz. Zacznę może od tego, że Twoja sytuacja i Twoje panny są z planety, w której tylko Ty wiesz (albo czasem też nie wiesz 🙂 ) jak funkcjonować, ale rozumiem, że wymiana doświadczeń z innymi rodzicami jest potrzebna i niejednokrotnie inspirująca. Zmierzam do tego, że każdy przypadek jest kwestią indywidualną i choć nie chcę prawić banałów, to wydaje mi się, że pomimo bycia bratem/siostrą bliźniakiem chciałabym, aby ktoś szanował moje tempo życia/zmian/rozwoju, a tym bardziej trudności jakimi są wspomniane przez Ciebie zatwardzenia. Zapewne uważasz na dietę swoich dzieci skoro pojawiają się takowe problemy i domyślam się, że nie zapychacie się do fulla czekoladą, zatem spotkanie ze specjalistą zawsze wniesie coś nowego i otworzy oczy na pewne sprawy. Ta nieprawdopodobna pokusa, aby nie zrobić nic w tym temacie, cierpliwie poczekać, nie naciskać, delikatnie rozmawiać i przypominać, wynika z miejsca, które często pomaga mi w podejmowaniu decyzji w macierzyństwie, otóż z intuicji 🙂 zatem jeśli mądre głowy niczego nie wymyślą… sama we wszechświecie nie zostaniesz. Jest nas więcej. High five!
Pozdrawiam serdecznie