w , , , , ,

BLW – oczekiwania kontra rzeczywistość

Czytam relacje świeżo upieczonych rodziców, którzy nie mogą się już doczekać rozszerzania diety. Nie chcą dawać dzieciom burych papek, bo dziecko samo ma wybierać co i ile zje. Karmienie łyżeczką nie rozwija samodzielności i jest staromodne.

Kiedyś nasze babcie i mamy karmiły małe dzieci łyżeczką. Nie było mowy o rozrzucaniu i marnowaniu cennego jedzenia. Moje babcie, gdyby żyły, złapałyby się za głowę, widząc jak pozwalam dzieciom jeść palcami i potem sprzątam wszystko wokół i myję, przebieram dzieci… i tak kilka razy dziennie.

Dlaczego my, nowocześni rodzice to sobie robimy? Przecież wcale nie mamy tyle czasu i ochoty, żeby sprzątać non stop i ciągle wyrzucać jedzenie.

Na początku rozszerzania diety byłam niezadowolona, że w ośrodku zdrowia powiedzieli mi, że to już czas. Moje wcześniaki miały pięć miesięcy i jadły tylko mleko modyfikowane. Najchętniej podawałabym im je do osiemnastki, to takie wygodne! Ale niestety, trzeba było zacząć. Na początku kazano dodawać marchewkową papkę do butli. Potem na noc dochodziła kasza, żeby dziewczynki nie szły spać napojone samym mlekiem. Gdzieś około ósmego miesiąca zbuntowały się i nie chciały już więcej żadnych papek. Umiały jeść karmione łyżeczką. Ale wszystko chciały brać do rąk. Albo do rąk albo wcale.

Powiedziałam sobie, że przeczekam ten okres i spróbujemy jeszcze raz. A więc wróciliśmy do kaszy i mleka z butli na okrągło, bez żadnych zup i przecierów. Moje dzieci nigdy nie jadły słoiczkowego jedzenia, zupek, sosików, bo zwyczajnie nie pozwoliłyby sobie tego włożyć do ust.

Jakiś czas później okazało się znów, że łyżeczka jest jednak nie fajna. Nie miałam wyjścia, musiałam dać im jedzenie do rąk. I wtedy mnie olśniło! Już wiem, skąd te dawne historie o dzieciach, które nie chcą jeść. Straszenie, grożenie, za mamusię i tatusia…. Leci samolocik… Dziś już wiem. Nie trzeba kombinować, wystarczy dziecku dać jedzenie do rąk.

Bałam się, że się zakrztuszą, w końcu miały osiem miesięcy i dopiero nauczyły się siedzieć (nie siadać). Nigdy się to na szczęście nie wydarzyło. Zaczynaliśmy od kanapek krojonych w kosteczki i gotowanych warzyw. Nie wiem, czy karmiłam dzieci metodą BLW, nie jestem specjalistką od tej metody. Daję im po prostu wszystko do talerzyków i kubków niekapków i dziewczyny od około dziewiątego miesiąca jedzą wszystko samodzielnie. Oprócz tego oczywiście butelka. Czasami próbowałam dawać im coś co lubią łyżeczką, np. budyń, żeby nie zapomniały jak to jest.

Naczytałam się, że dzieci jedzące samodzielnie są bardziej sprawne motorycznie. Szybciej i lepiej rozwijają mięśnie żuchwy, żeby sprawniej żuć, połykać oraz mówić. Naczytałam się, że dzieci te są mniej wybredne przy jedzeniu i że szybciej uczą się jeść sztućcami.

Wiadomo, człowiek czyta, dokształca się i wierzy, że ten wielki trud ciągłego sprzątania nie pójdzie na marne.

I w tym momencie muszę Wam powiedzieć, że się rozczarowałam. Nie moimi dziećmi, broń boże. Rozczarowałam się, bo uwierzyłam w artykuły naukowe i w specjalistów od żywienia i rozwoju dzieci.

Moje dzieci mają dwadzieścia miesięcy. Nie są sprawniejsze motorycznie niż inne dzieci w ich wieku. Mówią tylko kilka słów. Nie chcą jeść ani z łyżeczki, ani same łyżeczką. Jedzą tylko palcami. Nie są zainteresowane nauką jedzenia sztućcami, choć im pokazuję, namawiam, bawimy się w jedzenie zabawkowymi sztućcami. W ośrodku zdrowia kazano nam nie zmuszać i nie trenować ich do tego. Można ewentualnie dać łyżeczkę, niech się nią dziecko bawi i próbuje jeść ale zabrać, gdyby bardzo rozrzucało jedzenie.

Jedna z dziewczyn próbuje nowych smaków i nowe rzeczy. Druga jest bardzo nieufna. Gdyby nie to, że tamta je to, co nowe, to ona by nie spróbowała. Wszystko wyrzucałaby na podłogę. Na szczęście ona patrzy, że siostra je i też próbuje. Gdyby nie fakt, że ma siostrę bliźniaczkę, miałabym w domu klasycznego niejadka. Na szczęście tak nie jest. Jest ciężej, ale nie mogę narzekać, że dziewczyny nie jedzą.

Jednym z argumentów zwolenników BLW jest to, że z czasem sprzątania będzie mniej.

Niestety u mnie wcale nie jest mniej. Po prostu jedzenie ląduje na podłogę z innych powodów. Na początku dzieci nie wiedziały, co tak naprawdę dostają. Po dwóch miesiącach wąchania i lizania i rozrzucania, zorientowały się, że mama daje jedzenie. Wtedy nabyły też umiejętności chwytania małych przedmiotów w dwa palce, tzw. chwyt pęsetowy. I rzeczywiście zaczęły jeść i najadać się. Niestety sprzątanie jest zawsze, nawet jeśli jest mniej jedzenia na podłodze, to i tak trzeba umyć dzieci, stół, krzesła i podłogę.

W okolicach drugich urodzin zaczyna się u niektórych dzieci etap ograniczania tego, co w ogóle chcą jeść wraz z tzw. neofobią, czyli lękiem przed nowymi produktami.

I my właśnie to przechodzimy: wypluwanie herbaty, rozrzucanie jedzenia. Teraz dziewczyny wyrzucają jedzenie świadomie. Na podłodze ląduje wszystko, co nowe (jedna z bliźniaczek) oraz puste kubki, resztki (druga). W efekcie po roku «samodzielnego jedzenia» mam cały czas tyle samo sprzątania.

Kolejnym i jednym z koronnych argumentów BLW jest również to, że dzięki samodzielnemu jedzeniu, nie trzeba specjalnie gotować osobnych obiadów dzieciom.

To prawda… ale. Zawsze jest jakieś „ale”. Czy dacie dziecku ostre potrawy, pizzę i frytki? Czy zawsze jecie tylko niesolone warzywa i kurczaka gotowanego na parze? Każdy z nas, raz je zdrowo, a innym razem nie. My w efekcie musieliśmy się przestawić na dania dla dzieci oraz jedzenie awaryjne. Gdy jemy coś, czego nie chcemy dać dzieciom, dostają kawałeczek tego, co się nadaje oraz koktajl do picia. Albo makaron z pesto lub parówki. Czyli i tak musimy dać im coś innego.

Jeszcze jeden argument: wspólne jedzenie. Cała rodzina je razem przy jednym stole.

Dwójka rodziców ładnie, sztućcami, a obok dwójka bliźniaczych potomków wciera sobie sos we włosy i rozrzuca resztę po podłodze. Idylla. Wszyscy patrzą na siebie nawzajem z miłością i nikt się niczym nie denerwuje. Nie mogę tego nazwać inaczej, niż pułapka myślenia życzeniowego, w którą sama wpadłam. Po pierwsze nie wzięłam pod uwagę, że rozrzucanie i brudzenie będzie trwało taaak długo i że nadal będzie nas to denerwować. Po drugie, nie pomyślałam, że niektóre osoby nie mogą patrzeć jak małe dziecko je, bo jest to dla nich zbyt obrzydliwe. Po trzecie, niektórzy rodzice tak bardzo boją się, że dziecko się zakrztusi, że siedzą w napięciu i zwyczajnie nie mogą się zrelaksować przy wspólnym posiłku.

Nie mogę jednak powiedzieć, że żałuję. Gdyby nie pomysł samodzielnego jedzenia, nie wiem co i jak jadłyby moje dzieci.

Nie mam niejadków, bliźniaki jedzą dosyć różnorodnie. Uważam jednak, że gdyby się dało, wolałabym je karmić sama. Kanapki czy owoce oraz picie dzieci dostawałyby do rąk, ale obiad jadłyby łyżką lub widelcem, karmione przeze mnie. Sprzątania byłoby o połowę mniej i nikomu nic złego by się nie stało. Dzieci tak samo nie umiałyby jeść sztućcami oraz miałyby takie same umiejętności motoryczne.

Chciałabym poprzez moje osobiste doświadczenie pokazać tym, którzy dopiero zaczną rozszerzać dietę niemowlętom, że nie wszyscy lubią BLW. Duża część rodziców nie ma po prostu innego wyjścia.

_________________________________________________________________________________________

  • Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
  • Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
  • Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
  • Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
  • Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

GIPHY App Key not set. Please check settings

    Jak leczyć cukrzycę typu I?

    Stawianie baniek bez tajemnic – rodzaje, właściwości, zastosowanie