W części pierwszej: „POCZĄTKI ROZSZERZANIA DIETY CZ. 1 – 10 NAJWAŻNIEJSZYCH ZASAD” skupiłam się na rozszerzaniu diety w sposób bardzo ogólny i opisałam nasze nieudolne początki. Słowo „nasze” ma tu nie byle jakie znaczenie, bo w przypadku pierworodnego uczyliśmy się oboje. Przy córce czuję się jak weteranka, podejmująca wyzwanie po raz drugi. W poniższym artykule zajmę się bardziej techniczną stroną tejże misji i postaram się przedstawić moje obawy i konkluzje względem niektórych kwestii związanych z pierwszym posiłkiem dziecka.
Postawa
Przyjęło się, że dziecko ok. 6 miesiąca życia powinno siedzieć samodzielnie, co w większości przypadków jest wierutnym kłamstwem.
Nawet jeśli dzieci są w tym wieku biernie sadzane, to często nie potrafią wytrzymać w tej pozycji dłużej. Boimy się, że sadzając dziecko do posiłku będziemy wymuszać na nim nienaturalną pozycję, a raczej taką, na którą po prostu nie jest gotowe. Zatem słynny fotelik szwedzkiej firmy nie do końca sprawdził nam się na początku, jako że syn nie był stabilny w obwodzie. Na pomoc przyszły kolana mamy. Było mi niewygodnie, byliśmy upaprani i mokrzy, ale nie sadzałam go na siłę, ponieważ nie był na to gotów.
Najpierw warzywa
Z owocami zawsze byłam ostrożna, zatem w ciągu dnia na trzy posiłki proponowałam dwa wytrawne i jeden na słodko. Kiedy zaobserwowałam, że jedzenie warzyw stało się rutyną, owoce zaczęliśmy jeść do woli i w każdej postaci.
Chleb, buły i chrupki
Do pierwszego roku życia – rzadko. Nie byłam fanką zajadania buły na spacerze, bo po powrocie miał być obiad, a kiedy brzuszek był pełen, to o proponowaniu placuszków lub innych dobroci nie było mowy. Bułę na spacerze pokazałam na tyle późno, że byliśmy w stanie po powrocie „dofululować” ją zupą.
Dzieci trzęsą się za chlebem i bułą, dlatego warto je położyć na stole nieco później.
Fotelik
Jak już wcześniej wspomniałam warto zaobserwować czy aby na pewno dziecko jest już gotowe do samodzielnego siadu. Być może potrzebuje fotelika, w którym siedzisko posiada kilkustopniową regulację położenia. Najważniejsze, aby te małe rączki i główka nareszcie stały się częścią stołu, przy którym siedzi brat/ siostra i cała rodzina, zatem jeśli brak Wam pomysłu/ funduszy na fotelik wielofunkcyjny, kolanka mamy lub taty stanowią najwygodniejszą alternatywę dla dziecka.
Cukier
Naturalnie występujący np. w owocach.
Sól
Kapustka i ogóreczki kiszone. Samo zdrowie!
Kupa
Kiedy coś w końcu wyląduje w tym małym, wyjałowionym brzuszku miejmy świadomość, że początkowe dni mogą, ale nie muszą, być nerwowe pod względem wypróżniania. Pamiętamy o tym, że dziecko gasi pragnienie przede wszystkim mlekiem, zatem dbajmy o ciągły dostęp do niego.
Do roku mleko to podstawa.
Woda
Oswajanie z wodą, podkreślam, nieskazitelnie czystą, nieskażoną żadnym kolorem wodą, jest bardzo ważne i kształtuje nawyki na całe życie. Za każdym razem po posiłku proponujemy wodę, trochę łyżeczką, trochę w kubeczku, w bidonie ze słomką (nauka trwa kilka dni, nie poddawajcie się rodzice). Dziecko krzywi się, nie wypija, na pewno nie zaspokaja swojego pragnienia. Proponując regularnie wodę, wypracowujemy dobry nawyk na przyszłość.
Na tym etapie jeśli dziecko jest spragnione i potrzebuje sobie dosłownie „popić” po posiłku, to mleko będzie odgrywało najistotniejszą rolę.
Marnowanie
Nie byłam przygotowana na to, że syn nie będzie zjadał całych porcji i dosłownie wkurzałam się, kiedy na talerzu zostawała ponad połowa. Poczucie marnotrawstwa towarzyszyło mi przez pierwsze kilka tygodni i ciężko było mi cokolwiek zmienić. Na szczęście ten okres minął i warto mieć tego świadomość przy każdym wyrzucaniu resztek do kosza.
10. Poczucie bezradności
Posiłki chętnie się przygotowuje jeśli wszystko lub chociażby cokolwiek znika z talerza. Kiedy dziecko jest słabo zainteresowane, tzn. próbuje, ale mało i ten okres trwa dłużej niż … (tutaj każdy ma swoją granicę), to niestety jako matki czujemy się beznadziejnie. Z całym sercem podchodzimy do sprawy, ale do czasu.
Przychodzi moment kiedy jest nam zwyczajnie przykro, że znowu nie zjadł, a nasze starania spełzły na niczym.
Ciekawa jestem Waszych doświadczeń w związku z pierwszym posiłkiem Waszych maluchów. Teraz wiem, że w tym całym rozszerzaniu diety byłam nieco nieporadna i przerażona każdym kęsem wkładanym do małej buźki. Trudno się dziwić, robiłam to po raz pierwszy, a do kulinarnego eksperta mi naprawdę daleko.
Więcej artykułów na temat rozszerzania diety:
____________________________________________________________________________
- Jeżeli spodobał Ci się ten artykuł – udostępnij go dalej!
- Na fan page’u na facebooku dzieje się dużo więcej i z dużą dawką humoru. Wpadnij do nas!
- Chcesz porozmawiać z innymi rodzicami? Zapraszamy do zamkniętej grupy na facebooku!
- Jeśli chcesz podzielić się swoją historią, opinią, doświadczeniem na łamach portalu, napisz do nas: kontakt@multirodzice.pl
- Będzie nam miło, jeśli dasz znać znajomym o multiRodzicach. Sharing is caring!
Absolutnie zgadzam się – szczegółnie z punktem 3. Chleb, buły i chrupki…
Nigdy nie potrafiłam zrozumieć tego zjawiska na spacerach – w prawie każdym wózku dziecko z bułą lub chrupkami w buzi… A później mamy się dziwiły, że dziecko nie chce zjeść obiadku…
Jasne, niektóre dzieci rzeczywiście są niejadkami czy mają problem z konsystencją pokarmów, ale gro przypadków, to złe nawyki żywieniowe od tzw. kołyski…
I żeby nie było… – ja też miałam zazwyczaj przy sobie chrupki (krążki ryżowe), ale były one stosowane tylko w razie „godziny W”, czyli jak jednemu bliźniakowi znudziło się już w wózku i włączał swoją syrenę…
Natomiast zupełnie intuicyjnie podchodziłam zawsze do tego tak, że dziecko, siadając do posiłku, ma być głodne. Do tej pory moje dzieci nie mogą „podjadać” między posiłkami (oprócz owoców). Jak słodki deser: to po obiedzie, jak porcja przekąsek (np. orzechy, migdały): to po śniadaniu, a po kolacji tylko i wyłącznie owoce.
Na apetyt dzieci nie mogę narzekać 🙂
Nie jestem mamą niejadków, więc nie wiem jak to jest, ale nie odbieram sobie dumy z tego, że to właśnie JA nauczyłam moje dzieci jeść, a to co jedzą jest smaczne i zdrowe. Myślę sobie, że niejadkom tym bardziej nie dawałbym chrupek i buły, bo to puste zapychacze.
My zatem też na apetyt dzieci nie narzekamy, ale prym wiodą jednak nawyki starszego, młoda dosłownie trzęsie się za jego jedzeniem, dlatego cieszę się, że udało nam się przetrwać te trudniejsze momenty i teraz wcinają razem.
Zgadzam się, trzeba pozwolić dzieciom zgłodnieć.
Pozdrawiam 🙂
Ja jestem mamą dwuletnich bliźniaczek niejadkow. Do tego każda ma zupełnie inne preferencje. Mam tylko jedną zasadę, żeby czuć się sama ze sobą dobrze, trzeba zniżyć wymagania dotyczące ilości warzyw owoców i różnorodności posiłków. I powiedzieć sobie, że bycie niejadkiem to taki rodzaj asertywności. Bo niejadka nikt nigdy nie przekona do jedzenia wbrew jego woli.